🎫 Wizerunek Jezusa Z Całunu

Bas Uterwijk, holenderski artysta i fotografik z długoletnim doświadczeniem w swoim zawodzie, wykorzystał algorytmy sztucznej inteligencji, by odtworzyć wizerunek Jezusa Chrystusa. To nie jest pierwszy wizerunek, który odtwarzał w ten sposób. Bas ma już na swoim koncie wiele historycznych twarzy. Jednak ta twarz wzbudziła szczególne

Te dwie chusty uznawane są za najważniejsze relikwie. Co wiemy o jednej i drugiej? To jedna z największych zagadek dotyczących chrześcijaństwa. Do dziś nie wiadomo, czy płótno grobowe zwane Całunem Turyńskim jest prawdziwe, czy może to wprost idealny falsyfikat. Potwierdzona w wiarygodnych dokumentach historia całunu sięga tylko wieku XIV, kiedy w Szampanii traktowano go jak obiekt kultu w miejscowym kościele. Płótno zwane było jeszcze wtedy „całunem z Lirey”. Przez kolejne stulecia tkanina przechodziła z rąk do rąk. Co przedstawia, że jest uznawana za relikwię? Obustronny wizerunek człowieka (mężczyzny) wraz z licznymi śladami krwi. Sylwetka człowieka znalazła się na całunie samoistnie, co oznacza, że dzięki jakieś energii „wypaliła” się w tkaninie (więcej o wizerunku Jezusa Chrystusa i nietypowym objawieniu w osobnym tekście). Umiejscowienie odbitych śladów odpowiada opisowi w Ewangelii. Tradycja chrześcijańska mówi, że w płótno został po śmierci owinięty Jezus Chrystus. Łata czy oryginalny materiał? Od kilku stuleci trwa debata o autentyczność całunu. Pierwsze badania wykonano w 1898 roku, kolejne już w XX wieku. Stosowano metody chemiczne, fizyczne, optyczne. Żadnej tezy nie uznano za ostatecznej. Powołana w 1978 roku grupa badawcza nad całunem Shroud of Turin Research Project mimo wyczerpujących analiz tkaniny stwierdziła, że nie jest w stanie przedstawić spójnej, z naukowego punktu widzenia, hipotezy powstania całunu. Dopiero w 1988 roku, za zgodą kardynała Anastasio Ballestrero, przeprowadzono badania nad Całunem Turyńskim metodą radiowęglową. Wykazały one, że płótno najprawdopodobniej powstało w latach 1260-1390. Jednak również tego badania nad autentycznością całunu nie uznano za wiążącego – w 2000 roku dwójka badaczy zakwestionowała tę analizę, argumentując, że do badań pobrano próbkę całunu pochodzącą z łatania (całun naprawiany był w okresie średniowiecza), a nie z oryginalnego płótna. Całun turyński Świadectwo fałszerstwa Dzięki przeprowadzonym badaniom udało się ustalić, że krew znajdująca się na płótnie ma grupę AB – jest zatem typowa dla ludności zamieszkującej miejsca opisane w Nowym Testamencie. Analiza pyłków kwiatów na całunie pozwoliła stwierdzić, że przebywał on w Palestynie. Oczywistym jest również, że mężczyzna owinięty w płótno został wcześniej ukrzyżowany. Przeciwnicy Całunu Turyńskiego zauważają jednak, że wizerunek mężczyzny na płótnie nie może sylwetką mężczyzny, ponieważ ułożenie ciała w ten sposób jest praktycznie niemożliwe. Niektórzy badacze uważają, że odwzorowanie twarzy na tkaninie po jej rozprostowaniu powinno być znacznie szersze. Sporna jest również kwestia fałd – ich brak na płótnie zdaniem wielu badaczy świadczy o sfałszowaniu Całunu Turyńskiego. Ostatnia wzmianka dotycząca wątpliwej autentyczności tkaniny pochodzi z 2011 roku. Zdaniem włoskiego malarza Luciano Buso, autorem całunu jest Giotto di Bondone żyjący na przełomie XIII i XIV wieku. Chusta jako sudarium Ale Całun Turyński to nie jedyna tkanina, z którą Jezus Chrystus miał mieć kontakt w dniu swojej śmierci. Innym, mniej znanym, ale przechowywanym jako relikwia płótnem jest Chusta z Oviedo. To właśnie nią owinięto głowę Jezusa po jego śmierci – od ponad tysiąca lat przechowywana jest w hiszpańskiej katedrze w Oviedo. Co do autentyczności tej tkaniny nie istnieją praktycznie żadne wątpliwości. Nie ma na niej ludzkiego oblicza, a jedynie plamy krwi z ran znajdujących się na głowie oraz ślady potu. O tym, że jest to sudarium, czyli apaszka rzymskiego legionisty, opowiada Ewangelia Mateusza, Łukasza, Marka i Jana. O ile obiektywna historia Całunu Turyńskiego sięga dopiero XIV wieku, o tyle Chusta z Oviedo przechowywana była jako relikwia w klasztorze św. Marka w Jerozolimie już osiem stuleci wcześniej. Obecnie chusta wystawiana jest tylko trzy razy do roku: w Wielki Piątek, w święto Podwyższenia Krzyża Świętego (14 września) i podczas dnia św. Mateusza Ewangelisty (siedem dni później). Chusta z Oviedo Szereg zbieżności Dopiero w roku 1965 badacze wpadli na pomysł przeprowadzenia analizy porównawczej śladów krwi znajdujących się na całunie i chuście. 20 lat czekano na zgodę, żeby przeprowadzić takie badania. I, co ciekawe, analiza wykazała, że na obu tkaninach znajduje się ta sama grupa krwi – AB, niezwykle rzadka w średniowiecznej Europie. Dzięki porównaniu tkanin udało się również stwierdzić, że oba materiały są do siebie bardzo podobne, a różni je jedynie sposób ich tkania. Poza tym charakterystyczne rozmieszczenie plam krwi na Chuście z Oviedo wykazuje zaskakującą zbieżność z odbiciem twarzy na Całunie Turyńskim. Analiza pyłków kwiatowych przeprowadzona przez najlepszego na świecie eksperta w tej dziedzinie Szwajcara Maksa Freia wykazała, że – tak samo jak całun – chusta pochodzi z Palestyny i datowana jest na czasy Jezusa Chrystusa. Ale to nie koniec analiz chusty. Dzięki zaawansowanej technologii udało się zmierzyć długość odbicia nosa mężczyzny i wynik jest identyczny z długością nosa mężczyzny uwiecznionego na całunie. Dowody nie do podważenia Chusty z Oviedo nie wolno mylić z chustą, którą św. Weronika otarła Jezusowi Chrystusowi twarz podczas wnoszenia krzyża na Golgotę. Zwyczaj żydowski nakazywał, żeby ciało przed złożeniem do grobu najpierw okryto czterometrowym całunem, a następnie dokładnie obwiązano, aż do szyi. Z kolei na głowę Jezusa Chrystusa położono sudarium, czyli chustę potową, którą wcześniej otarto Jego twarz. Liczne badania potwierdzają, że Chusta z Oviedo to tkanina, która okrywała twarz Chrystusa po Jego śmierci. Spór dotyczący Całunu Turyńskiego to efekt silnego, samoistnego odbicia całego wizerunku w wyniku energii – na Chuście z Oviedo nie ma bowiem odzwierciedlenia ciała czy sylwetki. Poza tym dla wielu zwolenników całunu jednym z najważniejszych dowodów świadczących o jego autentyczności są wyniki badań ran spod korony cierniowej. Okazuje się, że wypływ krwi zgadza się z rozmieszczeniem żył i tętnic, nie może więc być mowy o fałszerstwie, ponieważ układ krwionośny odkryto dopiero w XVI wieku. Całun Turyński, jeśli jest prawdziwy, to zatem niezaprzeczalne świadectwo zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Julia Wysocka Zobacz także: Wiara w Boga jest zaprogramowana w mózgu Rodzimy się z „zaprogramowaną” religią, a dopiero poznanie świata pozwala nam się od niej oddalić lub się do niej przybliżyć. HISTORIE PRAWDZIWE: Ludzie, którzy przeżyli własny pogrzeb! (Obudzili się w trumnie) Pięć autentycznych historii, kiedy uznani za zmarłych ludzie zostali pogrzebani żywcem. Ta strona używa plików cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies. Nie pokazuj więcej tego powiadomienia

Wspominając o acheiropitach, nie można zapomnieć o wizerunku Jezusa z Całunu Turyńskiego czy o chuście z Manoppello, nad którymi wciąż prowadzone są badania.

O Całunie Turyńskim i Chuście z Manoppello, wierze i badaniach naukowych, które da się pogodzić, opowiada prof. Zbigniew Treppa. Jan Hlebowicz: Już w XIV w. bp Henryk z Poitiers ogłosił, że to jedno wielkie fałszerstwo. Pan nie ma wątpliwości, że Całun Turyński jest autentycznym acheiropoietos, czyli obrazem, który nie wyszedł spod ręki człowieka… Prof. Zbigniew Treppa: Nie tylko ja nie mam wątpliwości. Wyniki interdyscyplinarnych badań prowadzonych przez niezależnych naukowców z całego świata dowodzą autentyczności całunu oraz faktu, że okrywał on ciało martwego, realnego człowieka poddanego torturom, których przebieg jest zgodny z opisami męki Jezusa Chrystusa. To nie kwestia wiary, ale wiedzy. Biskup Poitiers takiej wiedzy nie miał. Lillian Schwarz, amerykańska artystka, ogłosiła niedawno, że Całun Turyński nie przedstawia twarzy Jezusa, ale… Leonarda da Vinci. Z kolei włoski ekspert w dziedzinie konserwacji dzieł sztuki Luciano Buso uważa, że autorem płótna jest malarz Giotto di Bondone. To fikcja z gatunku sensacyjnych powieści Dana Browna. Wizerunek na całunie ma charakter mechaniczny. Nie znajdziemy na nim śladów kierunkowości, które istnieją w przypadku obrazów. Biolodzy i chemicy wykluczyli wpływ pigmentu na uzyskanie obrazu. Naukowo udowodnione zostało także, że obraz z całunu, ze względu na swoją precyzję, nie mógł wyjść spod ludzkiej ręki. Oficjalnie potwierdzili to w 2011 r. badacze z Centrum Badań Nowych Technologii i Energii we Frascati. W raporcie napisali: „Próby stworzenia reprodukcji za pomocą lasera wykazały, że do takiego eksperymentu trzeba użyć 34 bilionów watów”. Żadne z laboratoriów nie dysponuje dziś takimi możliwościami. Z kolei badacze amerykańskiego Centrum Badań Kosmicznych NASA dowiedli, że wizerunek na całunie posiada trójwymiarowy charakter. Trzymajmy się nauk ścisłych! Całun nazywany jest Piątą Ewangelią. Co da się z niej wyczytać? Badania patologów medycyny sądowej wykazały, że na podstawie śladów krwi można bardzo dokładnie i precyzyjnie odczytać przebieg męki człowieka z całunu zbieżny z ewangelicznym opisem pasji Chrystusa. Począwszy od pierwszego uderzenia w twarz, na wylewie krwi z martwego już ciała po zdjęciu z krzyża kończąc. Jednak najbardziej znaczące ślady krwi to te, które odzwierciedlają przebicie boku włócznią. Żeby wypłynęły krew i woda − zjawisko bardzo rzadkie, ale możliwe – musiał zaistnieć cały splot różnych sytuacji, np. biczowanie kilka godzin wcześniej, by w jamie opłucnej nastąpiło opadanie czerwonych krwinek. Święty Jan nie mógł tego wymyślić, ponieważ nie miał na ten temat wiedzy. Niby wszystko się zgadza, ale jaką mamy pewność, że człowiekiem z całunu jest Jezus Chrystus? Odsyłam do obliczeń prof. Bruno Barberisa, wykładowcy fizyki matematycznej na Uniwersytecie Turyńskim, który naukowo wykazał, że na 200 mld ewentualnych ukrzyżowanych mógł istnieć tylko jeden człowiek, który posiadał takie cechy jak Jezus Chrystus. Pan, jako fotograf i analityk obrazu, także prowadził badania nad całunem. Do jakich wniosków Pan doszedł? Na płótnie zapisane są dwa obrazy. Pierwszy tworzą płyny − krew i inne wycieki. Drugi, składający się na obrazy ciała i roślin, ma charakter fotograficznego zapisu. Przez dziewiętnaście stuleci, kiedy całun przechowywany był w różnych miejscach, ten obraz nie był znany w wersji pozytywowej. Kiedy podchodzi się bliżej płótna − zanika. Dopiero pierwsza fotograficzna reprodukcja z 1898 r. pozwoliła zobaczyć pozytywowy obraz ciała na całunie. Jak to możliwe, że około 2 tys. lat temu powstała tego typu „fotografia”? To pytanie o rodzaj energii odpowiedzialnej za zaistnienie obrazów na powierzchni całunu. Analiza całego zbioru śladów na obiekcie zdaje się wskazywać, że miało to miejsce podczas „wydostawania się” ciała otulonego płótnem. To wyjątkowe zjawisko, nieznane współczesnej nauce. Mówiąc o energii i „wydostawaniu się” ciała, opisuje Pan zmartwychwstanie? Współcześni badacze stwierdzili, że ciało człowieka z całunu nie mogło mieć kontaktu z płótnem dłużej niż przez 36–40 godzin. Na obiekcie nie wykryto nawet minimalnych ilości związków chemicznych świadczących o rozkładzie ciała. Co więcej, według wszelkich dostępnych analiz skrzepy krwi pozostały nienaruszone, co oznacza, że ciało nie mogło zostać oderwane od płótna. Z kolei dr Gilbert R. Lavoie z Bostonu wskazał na brak wpływu grawitacji na usytuowanie ciała w momencie tworzenia się obrazu na powierzchni płótna. Przedstawiłem fakty. Resztę proszę sobie dopowiedzieć. Innym badanym przez Pana obrazem nie-ręką-ludzką-wykonanym jest Chusta z Manoppello. To słynny materiał, którym św. Weronika wytarła oblicze Chrystusa? A może pośmiertna chusta potowa, która leżała bezpośrednio na twarzy Jezusa? Ani jedno, ani drugie. To najprawdopodobniej soudarion – chusta znajdująca się na całunie w miejscu, w którym spowijał on twarz. Oznacza to, że nie stykała się bezpośrednio z ciałem, ale z płótnem. Taką chustę – soudarion, która „była na głowie Jezusa”, odkryli apostołowie Piotr i Jan po wejściu do pustego grobowca trzeciego dnia po złożeniu w nim ciała ich Mistrza. Leżała „nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwinięta na jednym miejscu” (J 20,7), a według innego tłumaczenia: „w jedynej pozycji”. Zdaniem niektórych badaczy, w których gronie również sam się znajduję, miałoby to wskazywać na chustę przechowywaną dzisiaj w Manoppello. Skąd wiemy, że to nie dzieło malarskie? Widoczny na niej obraz posiada cechy niewystępujące na żadnym spośród znanych dzieł sztuki. Obraz jest obustronny: posiada awers i rewers o takim samym stopniu nasycenia barwą. Po konsultacjach z historykami sztuki i konserwatorami okazało się, że nie ma innego takiego obrazu, który byłby idealnie obustronny. Unikatową cechą wizerunku z chusty jest także jego wariantowość wywoływana różnym kątem oświetlenia obiektu. W zależności od tego, jak pada światło, zmienia się twarz postaci przedstawionej na chuście − usta wydają się raz otwarte, raz zamknięte. Żaden z obrazów namalowanych przez człowieka nie jest w stanie ukazać tego, co można zaobserwować podczas oglądania chusty. Chusta z Manoppello jest prototypem wczesnośredniowiecznych wizerunków Chrystusa − taki wniosek płynie z Pańskich badań. Skąd wiemy, że nie było odwrotnie. Może to wizerunki Chrystusa, który wyszły spod pędzla malarzy, stały się inspiracją do „stworzenia” chusty? Analizując obrazy Chrystusa z czasów od III do XVI w., wykazujemy, że dany wariant chusty był źródłowy dla malarza w zależności od tego, w jakim oświetleniu ją widział. Na przykład zmiana układu ust na chuście idzie w parze z takim, a nie innym efektem oświetleniowym. To samo zjawisko obserwujemy w kolejnych dziełach malarskich. Nawet dzisiaj nie da się wykonać obrazu, który posiadałby takie cechy zmienności jak chusta. Wniosek jest jeden: wizerunek Jezusa z Manoppello niewątpliwie był wzorcem dla najstarszych malarskich przedstawień twarzy Chrystusa. Czym więc jest Chusta z Manoppello? I być może ważniejsze pytanie: jak powstała? Po dogłębnych i długotrwałych badaniach stwierdzam, że brakuje obecnie w pełni racjonalnego wytłumaczenia sposobu utworzenia się obrazu bardziej aniżeli takiego, że powstał on na drodze nadprzyrodzonej. Prawdopodobnie doszło do podobnego zjawiska jak w przypadku całunu – w momencie uwalniania się ciała na powierzchni włókien utworzył się obraz będący efektem promieniowania. Nie mam wątpliwości, że w obrazie manoppelliańskiej chusty należy dostrzec oblicze Jezusa Chrystusa Zmartwychwstałego, który po przeniknięciu przez płótna pozostawił je puste. Ale skąd pewność, że chusta przestawia twarz Jezusa, a nie kogoś innego, kto żył przed wiekami? Wnikliwa analiza porównawcza za pomocą fotograficznych powiększeń dowodzi, że wizerunki z chusty i z całunu łączą identyczne cechy anatomii twarzy: długość, szerokość, cechy somatyczne, kształt, właściwości są takie same. Czy badanie całunu i chusty wpłynęło na Pańską wiarę? Zająłem się całunem z czysto naukowych pobudek. Do badań skłoniły mnie błędne datowania. W mediach była mowa wówczas o XIII–XIV w., a moim zdaniem, jako analityka obrazu, niemożliwe było, żeby ktoś w średniowieczu zrobił coś takiego. Wówczas byłem daleko od Boga. Wychowany w tradycji chrześcijańskiej, na pewnym etapie swojego życia zacząłem negować sens spowiedzi, regularnego uczestnictwa w Eucharystii, a także fundamentów wiary. Spojrzenie Chrystusa z całunu wpłynęło na moje nawrócenie. W jednym momencie wszystko stało się dla mnie jasne − Jezus Chrystus jest Mesjaszem, Synem Bożym, mogę przyjmować Go w Eucharystii. Doświadczyłem realnej Osoby. Po tym doświadczeniu, po kilku latach przerwy, wyspowiadałem się. Wiara i rzetelne badania naukowe. To da się pogodzić? To mit, że obiektywny badacz to taki, który nie ma wiary. Ważne, żeby nie przenosić poglądów na metodologię. W mojej ocenie wiara w badaniu acheiropoietos sprawia, że możemy zobaczyć więcej, bo nie mamy uprzedzeń. Pewnie brzmi to kontrowersyjnie, ale ktoś, kto uważa, że rzeczywistość kończy się na tym, co zważę lub zmierzę − nie może pójść dalej. Twierdzę, że temat relikwii Grobu Pańskiego wciąż nie jest właściwie skonsumowany w mediach, ale i w Kościele − gdzie zarówno całun, jak i chusta traktowane są ze znakiem zapytania, jakby w obawie przed konfliktem na gruncie właśnie wiary i wiedzy. Ciągle śliz­gamy się po powierzchni, nie sięgając głębiej − do interpretacji komunikatu, który chciał nam przekazać nadawca obrazów nie-ręką-ludzką-wykonanych. Jaki to komunikat? Ikony acheiropoietos wspólnie ze słowem biblijnym objawiają tę samą prawdę, wyrażając ją jedynie za pomocą innych środków. Zarówno Całun Turyński, jak i Chusta z Manoppello są widocznymi znakami przymierza Nowego Testamentu. Odbiorcy, czyli wszyscy ludzie na świecie, otrzymali gwarancję wypełnienia Bożych obietnic. „Zobaczcie, Ofiara się dokonała”. Prof. Zbigniew Treppa analityk obrazu, fotograf oraz teolog. Kierownik Zakładu Antropologii Obrazu Uniwersytetu Gdańskiego. Autor książek „Całun Turyński − fotografia Niewidzialnego?”, „Fotografia z Manoppello. Twarz Zmartwychwstającego Mesjasza”, „Ikona z Manoppello prototypem wizerunków Chrystusa”. Jan Hlebowicz /foto gość

JAK ZOSTAŁ. ZROBIONY CAŁUN TURYŃSKI? Ponad 6 wieków temu papież Klemens VII, wiedząc, że tak zwany obecnie całun turyński jest fałszerstwem, pozwalał wystawiać go publicznie i wierzyć gawiedzi, że jest to prawdziwe płótno grobowe Jezusa. Dziś Kościół sam je wystawia, a gawiedĄ tak samo wierzy. Gdzieś w 1357 roku kanonicy z

Wizerunek długowłosego pięknego Jezusa, znany nam z ołtarza kościoła Santa Pudenziana w Rzymie i z wielu świętych obrazków, pochodzi z czasów bizantyńskich (IV rok naszej ery) i został wymyślony. Podobnie jak często odtwarzany Jezus z całunu turyńskiego. Jak zatem naprawdę wyglądał Jezus? - Uczeń apostoła Jana, święty Ignacy Antiocheński, który znał Chrystusa od dziecka, napisał, że był brzydki i niski - wyjaśnia ks. Zbigniew Sobolewski. Jak wiemy z Biblii, Jezus urodził się w żydowskiej rodzinie. Miał ciemne włosy i ciemną karnację skóry. Tak wyglądał przeciętny Żyd w tamtych czasach, co opisuje Marek Ewangelista. Z kolei z Ewangelii św. Łukasza dowiadujemy się, że Jezus często gubił się rodzicom, którzy w tłumie nie mogli go odnaleźć. - A to by znaczyło, że wyglądał bardzo przeciętnie - mówi ks. Sobolewski. Jako stolarz Jezus był zapewne umięśniony, miał mocarne ramiona i ręce. Jak pisze w listach św. Ignacy Antiocheński, miał krótkie włosy i lekki zarost, nosił tunikę z krótkimi rękawami i sandały rzymianki. A co na to uczeni? Brytyjski antropolog Richard Neave (79 l.) stworzył model typowego Galilejczyka na podstawie czaszek i kości znalezionych w tamtym regionie. I model ten idealnie pasuje do obrazu Mojżesza na ścianach synagogi z Dura Europos w Syrii (III w). Wniosek? Żydowski mędrzec bardziej przypomina prawdziwego Jezusa niż bizantyński wizerunek, który przez wieki był obowiązującym standardem. Zobacz też: Islamiści porwali księdza. Chcą go ukrzyżować w Wielki Piątek! [ZDJĘCIE]

2.5K views, 36 likes, 11 loves, 8 comments, 20 shares, Facebook Watch Videos from Ireneusz Zyska - Wiceminister Klimatu i Środowiska, Poseł na Sejm RP: "Wizerunek Matki Najświętszej i Krzyż Jezusa

Opublikowano: 2018-04-02 10:06:26+02:00 · aktualizacja: 2018-04-02 10:09:42+02:00 Dział: Kościół Kościół opublikowano: 2018-04-02 10:06:26+02:00 aktualizacja: 2018-04-02 10:09:42+02:00 autor: YouTube Profesora Giulio Fantiego z Uniwersytetu Padewskiego na podstawie Całunu Turyńskiego stworzył trójwymiarowy model ciała Chrystusa. Jezus był niesłychanie piękny: smukły, a zarazem dobrze zbudowany. Miał metr osiemdziesiąt, podczas gdy w tamtych czasach średni wzrost wynosił około 1 m 65 cm. Miał królewski i dostojny wygląd — powiedział prof. Giulio Fanti, badacz relikwii. Na podstawie modelu doszedł do wniosku, że zapisy w Ewangelii o męce Chrystusa są prawdziwe. Na Całunie doliczyłem się 370 ran powstałych wskutek biczowania. Do tego trzeba dodać rany boczne, które nie odcisnęły się na płótnie, ponieważ przykrywało ono ciało tylko z przodu i z tyłu. Możemy zatem założyć, że w sumie było przynajmniej 600 uderzeń. Ponadto trójwymiarowa rekonstrukcja wykazała, że w chwili śmierci Mężczyzna z Całunu osunął się na prawo, ponieważ prawe ramię było zwichnięte na tyle poważnie, że doszło do uszkodzenia nerwów — podkreślił profesor. Wydaje się, że ustalenia prof. Fantiego rzeczywiście mogą odcisnąć wyraźne piętno na tym, jak wizerunek Jezusa Chrystusa będzie prezentowała współczesna sztuka. as/ Publikacja dostępna na stronie:

Niesamowicie realistyczny wizerunek Jezusa. Odtworzył go holenderski fotograf; Brazylijczyk w rozmowie z portalem przyznał, że zamierza kontynuować swoje badania. Podkreślił, że cieszą się one aprobatą Barriego Schwortza, amerykańskiego fotografa, który zajmował się zaawansowanymi badaniami nad autentycznością całunu turyńskiego.

Przez stulecia nie wiadomo było, jak naprawdę wyglądał Jezus Chrystus. Na obrazach utrwalił się wizerunek długowłosego bruneta o niebieskich oczach. Możliwe jednak, że już niedługo zobaczymy, jak rzeczywiście wyglądał Zbawiciel. Włoscy naukowcy stworzyli na podstawie Całunu Turyńskiego trójwymiarowy model ciała Jezusa Chrystusa w momencie, gdy zostało zdjęte z krzyża, owinięte w tkaninę i złożone do grobu. Zobacz, jak według badaczy mógł wyglądać Syn Boży. Tajemnica, jak wyglądał Mesjasz, powoli zostaje odkrywana. Przez lata mogliśmy podziwiać odbite na Całunie Turyńskim ciało Jezusa Chrystusa, zaś na Całunie z Manoppello, znanym jako chusta Weroniki, twarz Zbawiciela chrześcijan. Teraz możemy zobaczyć trójwymiarowy model ciała Chrystusa, który został stworzony przez włoskich badaczy działających pod kierunkiem prof. Giulio Fantiego z Uniwersytetu w Padwie. Sporządzając model bazowali oni na danych zebranych z Całunu Turyńskiego. O dokonaniu swojego zespołu profesor Fanti mówił portalowi Vatican Insider i Zaś w tygodniku "Chi" znalazł się pełny opis prac badawczych. "Nasz model jest trójwymiarową prezentacją aktualnych rozmiarów Człowieka Całunu, opracowaną na podstawie dokładnych pomiarów śladów na tkaninie w którą ciało Chrystusa zostało zawinięte po ukrzyżowaniu" – poinfornował Fanti. Naukowiec od lat zajmuje się badaniami nad historycznym artefaktem. Dodał, że stworzony model ciała Syna Bożego ma stanowić potwierdzenie prawdziwych jego cech: "Jestem przekonany, że mamy wreszcie prawdziwy obraz tego, jak Jezus wyglądał na Ziemi. Myślę, że od tej chwili trudno będzie przedstawiać go bez odniesienia się do naszej pracy. Nasze badania wskazują, że Jezus był człowiekiem niezwykłej urody, o długich kończynach, wzroście około 180 centymetrów, o 15 centymetrów wyższym od ówczesnej przeciętnej. Można uznać, że miał królewską, majestatyczną prezencję". Przeprowadzone przez Fantiego badania wykazały liczne obrażenia na ciele Chrystusa. 370 ran ma pochodzić z biczowania, a może ich być nawet 600. Wszystko dlatego, że Całun nie odbił boków ciała, bowiem przykrywał je tylko z przodu i tyłu. Ślady z Całunu Turyńskiego mają również wskazywać na to, że w chwili śmierci ciało przechyliło się na prawo w związku z poważnym zwichnięciem prawego barku. Sam naukowiec po latach badań przekonany jest, że tkanina z odbitym na niej ciałem, rzeczywiście jest tą, w którą zawinięty był Jezus Chrystus. Kościół katolicki jednak wstrzymuje się od komentarza w tej sprawie.
– Na pewno wizerunek ten nie został uczyniony ręką ludzką – uważa prof. Aldo Guareschi z Uniwersytetu Turyńskiego, jeden z badaczy całunu znajdującego się w tamtejszej katedrze.
Ta książka była prawdziwym trzęsieniem ziemi. "Kryminalna afera wokół Chusty Świętej Weroniki", "Sensacyjne odkrycie w Abruzji". To tylko niektóre nagłówki prasowe donoszące o odkryciach Badde, które opisał w książce "Boskie Oblicze. Całun z Manoppello". "Wyniki prowadzonych przez Paula Badde poszukiwań przekraczają granice naszej wyobraźni", pisał niemiecki "Bild". "Paul Badde napisał kultowy kryminał w stylu Dana Browna, który czyta się jednym tchem", zachęcał "Der Spiegel". W podobnym tonie wyrażał się nawet arcybiskup Kolonii, kardynał Joachim Meisner: "Niczym w pasjonującym , Paul Badde opisuje dzieje odkrycia Świętego Całunu, na którym widnieje prawdziwy wizerunek Jezusa". Jest oczywiście zasadnicza różnica między powieściami Dana Browna a pracą Paula Badde: niemiecki dziennikarz nie pisał powieści, tylko dokumentację swojego śledztwa, które przyniosło zaskakujące wyniki. Jeśli jego (i ludzi, na których się powołuje) odkrycia są autentyczne, to najcenniejsza relikwia chrześcijaństwa znajduje się w miejscu, gdzie nikt by się jej nie spodziewał. Co wiemy na pewno? Najpierw ustalmy to, co jest pewne. Manoppello to mała miejscowość położona we włoskiej Abruzji. Znajduje się tam zbudowany w 1620 roku kościół-sanktuarium "Świętego Oblicza" i klasztor kapucynów. Nad głównym ołtarzem kościoła znajduje się obraz Chrystusa. Pierwsza dostępna wzmianka na jego temat pochodzi z 1645 roku. Według dokumentów obraz "przywędrował" do Manoppello w 1506 roku. W lekko fantazyjnych ramach umieszczone jest niewielkiej wielkości płótno: zaledwie 17 na 24 centymetry. Widoczna jest twarz mężczyzny o długich włosach, złamany nos i wyrwana broda. Widać spuchnięty prawy policzek, a na lekko uchylonych ustach i czole ślady jakby dopiero co zagojonych ran. Oczy ma otwarte, wzrok spokojny. Płótno wykonane jest z niezwykle rzadkiego rodzaju jedwabiu morskiego, z bisioru. Jest całkowicie przeźroczyste i cienkie, a jednak widać na nim twarz mężczyzny. W starożytności na Bliskim Wschodzie na luksus posiadania takiej tkaniny mogli pozwolić sobie tylko bardzo zamożni obywatele. I nikt nie traktował go jako materiał nadający się do malowania portretów. Jak zatem możliwe jest, że na delikatnym i przeźroczystym bisiorze z Manoppello widoczny jest wizerunek człowieka? Po kolei. Dwa Całuny Paul Badde wiele miejsca w swojej książce poświęca Blandinie Paschalis Schloemer, niemieckiej farmaceutce, malarce ikon i zakonnicy, od której "wszystko" się zaczęło. W 1979 roku, kiedy w klasztorze panowała epidemia grypy, Blandina opiekowała się jedną z sióstr. Nad jej łóżkiem zobaczyła postać z Całunu Turyńskiego. Kiedy podopieczna wyzdrowiała, wsunęła pod drzwi Blandiny gazetę z artykułem o innym wizerunku Jezusa. Obok zamieszczone było zdjęcie "Świętego Oblicza" z Abruzji. Autor artykułu dowodził, że zagadkowy welon z Manoppello zawiera wiele podobieństw do znanego Całunu Turyńskiego. Badde, który po latach poznał Blandinę osobiście, cytuje jej słowa w reakcji na przeczytany artykuł: "Byłam tak zła i zgorszona, że ze złością wetknęłam czasopismo pomiędzy książki. Jakiś inny wizerunek Chrytusa poza Turynem? Niemożliwe." Obraz nie dawał jej jednak spokoju. W końcu wyciągnęła gazetę i jeszcze raz uważnie przestudiowała artykuł. Dostrzegła wtedy, że zamieszczone zdjęcie przedstawia odwrotne odbicie obrazu. Odkryła, że przypomina nie tylko wizerunek umęczonego Jezusa, ale też ikony Chrystusa, które doskonale znała i sama od lat tworzyła. Przez następne lata studiowała wnikliwie temat. Zamawiała foliogramy wizerunków postaci z Manoppello i z Turynu. Przykładała je do siebie, porównywała, stosując tzw. suprapozycję. Okazało się, że oba wizerunki dokładnie pokrywają się. Co więcej, twarz z Manoppello, położona na różnych ikonach Chrystusa niejako "otwiera okno" do wnętrza namalowanego obrazu, jak pisze Badde. Nie zakrywa ikony, tylko ją odsłania. Blandinę Schloemer do publikacji swoich odkryć namówił prof. Andreas Resch. Temat trafił do rąk znawcy historii sztuki, Heinricha Pfeiffera. Przyjechał do Mannoppello i zaczął poważnie interesować się wizerunkiem. Blandina przyjeżdża tu dopiero w 1995 roku. Prowadząc kolejne badania, wraz z H. Pfeifferem, utwierdza się w przekonaniu, że znajdujący się w Manoppello portret mężczyzny to słynny starożytny "obraz nie ludzką ręką namalowany", który już w IV wieku był - obok Całunu Turyńskiego - inspiracją dla artystów do tworzenia wizerunków Chrystusa (tzw. Mandylion). Czy można wskazać na jakieś tropy w historii i nauce, które potwierdzałyby tezę, że ten rzeczywiście pojawiający się w starożytnych dokumentach wizerunek przywędrował właśnie do Manoppello? I jak to się ma do tzw. Chusty Weroniki? Vera eikon, czyli Weronika Najbardziej zastanawiające w wizerunku z Manoppello jest to, że… nie stwierdzono na nim żadnego śladu farby. Próbowali szukać ich tacy naukowcy, jak prof. Gulio Fanti z Padwy czy Nonato Vittire z Bari. Pod mikroskopem nie znaleźli jednak niczego, co mogłoby wskazywać na obecność barwników, olejów, ingerencji pędzla itp. Paul Badde, który dotarł do Blandiny Paschalis, przeprowadził też własne śledztwo w tej sprawie. Odnalazł chyba jedną z ostatnich, jak twierdzi, kobiet, które potrafią utkać bisior. Chiara Vigo powiedziała mu, że nie jest możliwe namalowanie jakichkolwiek kształtów na tym rodzaju jedwabiu. Niemożliwe jest też fizyczne "odbicie" twarzy na tej tkaninie z dokładnym odzwierciedleniem rysów. Sensacyjne są odkrycia wspomnianego historyka sztuki, Pfeiffera. Jest on całkowicie przekonany, że "człowiek z Manoppello" jest pierwowzorem wszystkich wizerunków Chrystusa, jakie powstawały na Wschodzie w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Dokładnie ten sam złamany nos, wyrwana broda, długie włosy, spuchnięty policzek, ślady zagojonych ran. Tzw. Mandylion to bardzo popularne w ikonografii przedstawienie wizerunków Chrystusa. Na podstawie studiów dokumentów, Paul Badde przedstawił prawdopodobną drogę, jaką przez wieki mógł przebyć wizerunek. W VI wieku właśnie pisano o obrazie "namalowanym nie ludzką ręką". Najstarsze syryjskie źródło mówi o wizerunku "zaczerpniętym z wody". Miał znajdować się w Edessie, potem trafić do Konstantynopola i stać się inspiracją dla mozaiki w Hagia Sophia. To określenie "nie ludzką ręką uczyniony" wynikało właśnie z niemożliwości określenia, w jaki sposób mógłby powstać tak niezwykły obraz. Już w VIII wieku chusta znalazła się Rzymie. I to właśnie tutaj powstała słynna legenda o świętej Weronice i chuście, którą otarła twarz Jezusowi w czasie Drogi Krzyżowej. Skąd się wzięła "Chusta Weroniki", skoro ani słowa nie ma o niej w Ewangelii? Jednym z wyjaśnień może być pewna zbitka językowa. Otóż "nie ludzką ręką uczyniony" obraz, który - co jest potwierdzone historycznie - znalazł się w Rzymie, nazywano vera eikon, co należy tłumaczyć dosłownie jako" prawdziwy obraz". Była w tym zawarta wiara, że przedstawia on prawdziwą twarz Chrystusa. Z tego vera eikon powstała "Weronika". Stała się z czasem nieodłączną częścią pobożności związanej z Męką Pańską. Postać tajemniczej świętej inspirowała artystów, stała się nawet nieodłączną bohaterką jednej ze stacji Drogi Krzyżowej: kobietą, która otarła twarz umęczonemu Jezusowi, za co otrzymała od niego w nagrodę odbicie swojego oblicza. Chustę, jako najcenniejszą relikwię, zamierzano przechowywać później w jednym z filarów Bazyliki Świętego Piotra. Na potężnej kolumnie do dziś można zobaczyć napis Sancta Veronica Ierosolymitana, a wyżej kobietę trzymającą w rękach welon z wizerunkiem twarzy Chrystusa. Przez wieki to właśnie Chusta Weroniki była głównym celem pielgrzymek do Rzymu. Uroczyście pokazywano ją wiernym w każdy piątek i święta podczas roku jubileuszowego, a następnie w każdą niedzielę i przez cały Wielki Post. Do kolumny Chusta miała trafić w 1608 roku. Zastanawiające jest tylko jedno: dlaczego właśnie w tym czasie tradycja pokazywania Chusty jakby przycichła? "Od czasu gdy wzniesiono nową bazylikę - pisze Badde - można odnieść wrażenie, jakby świątynia połknęła sławny filar wraz z ukrytą w nim najcenniejszą relikwią chrześcijaństwa". Zamiast częstych celebracji, tylko w Niedzielę Palmową, przez ułamek sekundy, wierni mogli patrzeć na Chustę. No właśnie, czy aby na pewno na tę samą? Kto ukradł Chustę? Paul Badde próbował zrobić coś, co nie udało się jeszcze nikomu: zobaczyć osobiście Chustę Weroniki. Jej oglądanie jest do dziś zarezerwowane tylko dla kanoników Bazyliki Świętego Piotra. Na listy z prośbą o zbadanie obrazu dostawał jednak odpowiedzi odmowne. Do tego dołączano informację, że "z biegiem lat obraz bardzo wyblakł". Dziś obraz pokazywany jest w czasie nieszporów w piątą niedzielę Wielkiego Postu. Ale z daleka nic nie widać. Dlaczego nikt nie może zobaczyć obrazu z bliska? Badde stawia odważną tezę: uzasadnione jest podejrzenie, że chusta została skradziona, a od czterystu lat sprawę próbuje się zatuszować. Otóż kopie wykonane już w XVII wieku przedstawiają Chrystusa z zamkniętymi oczami, podczas gdy wszystkie wczesnochrześcijańskie wizerunki, wzorujące się na "Weronice" pokazują Jezusa z oczami otwartymi! Ponieważ nie dawało to spokoju dziennikarzowi, dalej czynił próby dostania się do obrazu. Dostał w końcu zgodę i kiedy zobaczył pokazywaną tradycyjnie od stuleci "Chustę", zobaczył, że… na płótnie nie widać praktycznie nic! Badde jest przekonany, że prawdziwą chustę dawno skradziono. Skojarzył dwie rzeczy: kawałek szkła w płótnie z Manoppello i odkryta przez niego w watykańskim skarbcu rama… z kawałkami rozbitego szkła. Rama idealnie pasuje do płótna z Mannopello. Jeśli nie Manoppello, to co? Miałem okazję rozmawiać kiedyś telefonicznie z s. Blandiną. Jest przekonana, że płótno z Manoppello jest tym samym, które leżało na twarzy Jezusa w grobie. I tym, które później krążyło po Bliskim Wschodzie i następnie na Zachodzie. W ubiegłym roku w Rzymie spotkałem się też osobiście z Paulem Badde. Długo rozmawialiśmy o jego odkryciach (wywiad z nim ukazał się w GN). Oprócz przesłanek historycznych, do prawdziwości wizerunku z Manoppello przekonuje go też jeden fragment z Ewangelii wg św. Jana. - Czytamy w niej - mówił mi Paul - że dwaj uczniowie zobaczyli otwarty grób. Ale Piotr uwierzył dopiero wtedy, gdy wszedł do środka i zobaczył leżące płótna. Podobnie Jan. W co uwierzyli? Co takiego zobaczyli w środku? Dlaczego nie przekonał ich tylko widok odsuniętego kamienia? Uwierzyli dopiero, gdy zobaczyli pierwsze świadectwo zmartwychwstania. To najbardziej kluczowy moment w całej chrześcijańskiej literaturze: i w jednym, i w drugim przypadku jest mowa o suknach, tkaninach. Nie o żadnej wizji, nie o pięknym zapachu, nie o żadnym świetle, ale o płótnach właśnie. Te tkaniny musiały być objawieniem dla chrześcijan. I oba te płótna istnieją - duże w Turynie, mówiące ze szczegółami o męce Pana, oraz drugie, w Manoppello, które mówi o Jego zmartwychwstaniu - dodał. Tyle Paul Badde. Dodam tylko, że swoimi odkryciami podzielił się Josephem Ratzingerem, który już jako Benedykt XVI odwiedził Manoppello. Oczywiście, nie oznacza to oficjalnego uznania przez Kościół prawdziwości tego wizerunku. Nawet gdyby tak się stało w przyszłości, nie jest obowiązkiem wiernych, by w to wierzyć: to nigdy nie stanie się dogmatem wiary. Dla wyjaśnienia wszelkich wątpliwości, które nadal mają zarówno naukowcy, jak i wielu teologów, potrzebne byłyby jeszcze badania metodą węgla C14. Zdaniem sceptyków, szukanie śladów farby tylko pod mikroskopem (co uczynili wspomniani naukowcy), jest niewystarczające. Metoda węgla C14 mogłaby rzucić nowe światło na tajemnicze płótno z Mannoppello. Paul Badde próbował namówić do przyjazdu do Manoppello swojego znajomego, znawcę tematu, profesora Karlheinza Dietza, ten jednak nie chciał się na to zgodzić. Odpowiadał, iż niejaka Isabel Piczek (znawczyni Całunu Turyńskiego i osoba, której pokazano rzymski rzekomo Całun Weroniki, twierdzi, że zna inne całuny, które stanowią, obok Całunu z Manoppello, przykład… malarstwa sieneńskiego z XVI wieku). "Z tego względu - pisze Badde - Całun z Abruzji - nawet jeśli w rzeczywistości nie jest dziełem nadziemskim, jak Całun z Turynu - w pełni zasługuje na to, by uznać go za drogocenne dzieło sztuki, pod względem artystycznym o wiele bardziej wartościowe niż wiele innych relikwii". Później jednak Badde nawiązał kontakt z panią Piczek, na której ekspertyzy powoływał się Dietz. W faksie z Los Angeles napisała: "Nie badałam oryginału Manoppello. Jestem z zawodu malarką. Charakter obrazu określiłam na podstawie powiększonych reprodukcji, przezroczy i zdjęć niektórych szczegółów. Wizerunek z Manoppello to z całą pewnością obraz ze szkoły sieneńskiej, namalowany pomiędzy połową XIV a połową XV wieku". Tyle że w dalszej części Piczek pisze, że to nie może być chusta, która otarła twarz Jezusa w czasie męki. I tu jest sedno: Badde też twierdzi, że prawdziwa "Weronika" to nie chusta z Drogi Krzyżowej, tylko chusta, którą położono na twarzy Jezusa po złożeniu do grobu. Jak widać, wątpliwości pozostają. Na razie pewne jest jedno: do małej miejscowości w Abruzji ciągną tysiące pielgrzymów, którzy w małym obrazie widzą prawdziwą twarz Chrystusa, odbitą w cudowny sposób po zmartwychwstaniu. Dla nich jest to świadectwo tego centralnego w chrześcijaństwie wydarzenia, tak jak Całun Turyński jest dla nich świadectwem Męki Jezusa. Jeśli okaże się jednak, że można prosto wytłumaczyć powstanie tego wizerunku, że są tam ślady pędzla, otwartym pozostanie pytanie, gdzie podział się starożytny obraz "nie ludzką ręką uczyniony". Jacek Dziedzina Autor jest dziennikarzem i publicystą tygodnika "Gość Niedzielny" RT @tomekratajczak: Łączenie Całunu Turyńskiego i chusty z Manopello, na której jest ewidentnie średniowieczny wizerunek, jest nieporozumieniem. Zbieżność tych dwóch wizerunków jest złudna. Natomiast obydwie tkaniny są fascynujące, niezależnie od tego, czym są w istocie. #WielkiPiątek . 08 Apr 2023 10:13:43
Badania Całunu Turyńskiego mające potwierdzić jego oryginalność bądź fałszerstwo trwają od dziesięcioleci. Wszystkie budzą ogromne kontrowersje. Nauka wciąż nie dała jednoznacznej odpowiedzi kiedy i w jaki sposób powstał wizerunek uznawany przez wiele osób za odbicie postaci Jezusa Chrystusa. Całun Turyński to lniana tkanina, w którą miało być owinięte ciało Chrystusa. Zwój materiału ma długość 4 m 36 cm i szerokość ok. 113 cm. Na całunie widać obraz ciała nagiego potężnie zbudowanego mężczyzny z długimi włosami i brodą. Obraz ten przypomina negatyw fotograficzny. Na jednej połowie tkaniny odbity jest przód sylwetki, na drugiej połowie widać odbicie tego samego człowieka od tyłu. Na materiale widoczne są także liczne czerwone ślady, wyglądające na ślady krwi oraz pozostałości po pożarze i konserwacji z ubiegłych wieków. Jeśli chodzi o udokumentowaną historię całunu turyńskiego, to wiemy na pewno, że został po raz pierwszy opisany w zachowanym do dziś dokumencie z 1357 roku. Jest w nim wymieniony jako obiekt kultu w miejscowym kościele w Szampanii będący własnością Joanny de Vergy, wdowy po rycerzu Godfrydzie de Charny. Jeszcze pod koniec XIV w. jeden z lokalnych biskupów zarzucał, że uchodzący za relikwię całun został sfałszowany. To co działo się z nim wcześniej pozostaje jedynie w sferze legend i niepotwierdzonych naukowo domysłów. Od połowy XIV wieku historycy są w stanie bez przerwy udokumentować historię całunu. W 1532 roku w kaplicy, w której był przechowany wybuchł pożar. Całun został wtedy nadpalony, a następnie załatany przez siostry klaryski. W 1578 roku całun trafił do Turynu i od tego czasu pozostaje w tym mieście, stąd też jego współczesna nazwa. Pierwsze zdjęcia całunu W 1898 roku Secondo Pia wykonał pierwsze fotografie całunu, który w tym czasie był wystawiony na kilka dni na widok publiczny. Wywołując fotografię zobaczył twarz, którą uznał za wizerunek Jezusa. Odbicie było bardzo dokładne, pełne szczegółów, tak realistyczne jak na zdjęciu fotograficznym. Wtedy odkryto, że wizerunek na całunie, jest negatywem, a wiec obrazem odwróconym. Po opublikowaniu odkrycia w prasie pojawiły się zarzuty o fałszerstwo zarówno wykonane przez fotografa, jak i fałszerstwo samego płótna. Sprawą zaczęli zajmować się naukowcy. W 1931 roku całun został kolejny raz wystawiony na widok publiczny. Wykonano kilkanaście zdjęć obiektu, a zarówno procesowi wykonywania fotografii, jak i wywoływaniu towarzyszyli świadkowie. Od tego czasu sprawą całunu zajęli się naukowcy z całego świata. Powstało nawet określenie nauki interdyscyplinarnej zajmującą się badaniem tej relikwii. To syndologia, słowo pochodzące od greckiego sindon, czyli całun. Pierwsza syndologiczna konferencja naukowa odbyła się latem 1939 w Turynie. Tym co zaskakiwało naukowców był realizm odwzorowania szczegółów przedstawionej postaci, która wiernie oddaje wszelkie cechy anatomiczne i fizjologiczne człowieka poddanego okrutnej męce. Stawiano w wątpliwość, czy tak dokładne dzieło mógłby stworzyć średniowieczny fałszerz, nie znający tak dokładnie anatomii człowieka. Za autentycznością całunu świadczy też to, że rany od gwoździ widnieją na nadgarstkach. W średniowieczu przedstawiano Jezusa przybitego do krzyża za dłonie i stopy, co jest niemożliwe anatomicznie. Dlatego podnosi się, że domniemani średniowieczni fałszerze całunu również nie posiadali takiej wiedzy. Ze względu na narastające przez lata badania, władze kościelne w Turynie wydały zezwolenie na badania, które miały wskazać, czy płótno jest fałszerstwem, ikoną nawiązującą do męki Jezusa, czy rzeczywistym odbiciem mężczyzny z czasów współczesnych Chrystusowi. Badania naukowe Pierwsze badania naukowe całunu przeprowadziła w 1978 r. grupa badawcza nazwana STURP (Shroud of Turin Research Project – Projekt Badawczy Całunu Turyńskiego). Naukowcy fotografowali całun, prześwietlali go promieniami rentgena, pobierali próbki pyłków, a nawet pobierali do badań jego małe fragmenty. Największe wątpliwości budzi sposób, w jaki utrwalił się na płótnie wizerunek mężczyzny. Jedną z przyjmowanych powszechnie teorii jest odbicie na płótnie zamęczonego człowieka, który był nim owinięty. Badacze z grupy STURP nie odkryli w badanych fragmentach tkaniny żadnych farb ani pigmentów. Wskazali, że zmiany zaobserwowane we włóknach sugerują, że płótno poddawano licznym procesom fizycznym i chemicznym, jak utlenianie czy odwodnienie, które mogą być wywołane w warunkach laboratoryjnych za pomocą środków chemicznych lub ciepła, ale nie tłumaczą całościowo powstania obrazu na całunie. Badania prowadzone przez Waltera McCrone’a w latach 70. i 80. nie wykryły na całunie substancji organicznych, a jedynie ślady ochry, mineralnego barwnika o dużej zawartości tlenków żelaza. Jego badania zostały jednak podważone Pierluigi Baima Bollone stwierdził jednak na całunie ślady ludzkiej krwi grupy AB. Jego badania też zostały podważane przez innych naukowców. W 1988 r. trzy zespoły badawcze (z Zurychu, Oksfordu i Tucson w USA) badały wiek całunu metodą datowania radiowęglowego. W tym celu wycięto z płótna próbkę o powierzchni 8 cm kw. Wszystkie trzy zespoły, które prowadziły badania stwierdziły niezależnie od siebie, że płótno powstało między 1260 a 1390 r. Ich badania są podważana poprzez twierdzenie, że badali zanieczyszczony fragment płótna, lub fragment z wykonanej później łaty. Jednak sami naukowcy w swoich badaniach opisywali, że fragmenty zostały bardzo dokładnie oczyszczone i sprawdzone przed samym badaniem. Inni naukowcy próbowali dokładnie skopiować całun za pomocą średniowiecznych metod, żeby dowieźć, że jego stworzenie było możliwe, próbowano badać pyłki roślin znalezione na całunie, badano technikę tkacką samego materiału, informowano o tym, że obraz mógł zostać naniesiony na płótno jedynie pod wpływem ogromnego, niewyjaśnionego rozbłysku energii, albo, że jest wynikiem wczesnych badań nad fotografią. Kolejne badania zarówno te na rzecz udowodnienia autentyczności całunu, jak i jego sfałszowania były negowane przez innych naukowców. Najnowsze badania W 2017 roku opublikowano publikację autorstwa badaczy z uniwersytetów w Padwie, Trieście i Bolonii „Badania rozkładu atomów wykrywają nowe biologiczne dowody na Całunie Turyńskim”. Naukowcy przebadali płótno w poszukiwaniu nanocząsteczek o pochodzeniu organicznym przy użyciu elektronowego mikroskopu transmisyjnego. „Znaleźliśmy biologiczne nanocząsteczki kreatyniny powiązanych z małymi nanocząsteczkami tlenku żelaza. Rodzaj, rozmiar i rozłożenie nanocząsteczek tlenku żelaza nie może być skutkiem farbowania, ale wskazuje na pochodzenie z ferrytyny (białka kompleksującego jony żelaza i przechowującego je w wątrobie - red.)” – czytamy w abstrakcie artykułu. Autorzy badania dochodzą do wniosku że obecność tego rodzaju nanocząsteczek świadczy o tym, że osoba, której ślady biologiczne odnaleziono, przed śmiercią musiała doznać poważnych urazów. W proporcjach podobnych do zaobserwowanych na Całunie Turyńskim, nanocząsteczki te pojawiają się bowiem w krwi osób poddanych ciężkiej traumie, torturom. – Liczna obecność cząsteczek kreatyniny powiązanych z cząsteczkami ferrihydrytu nie jest typowa dla zdrowych osób. Przeciwnie, jest oznaką silnych, wielokrotnych urazów ponoszonych przez osobę, której ciało owinięto w płótno. Z badania wynika, że mężczyzna, którego zwłoki okryto całunem, poddany został torturom przed krwawą śmiercią – dowodził prof. Giulio Fanti z Uniwersytetu w Padwie. Do innego wniosku doszli jednak naukowcy, których badania zostały opublikowane w „Journal of Forensic Sciences” w 2018 roku. Ich autorami są antropolog sądowy Matteo Borrini z Uniwersytetu Johna Mooresa w Liverpoolu i zajmujący się chemią ograniczą Luigi Garlaschelli z włoskiego Komitetu Badań nad Pseudonaukami. W badaniu wykorzystano technikę zwaną „analizą śladów krwawych”. Wykorzystali krew ludzką, przekazaną do badań oraz syntetyczną krew o tych samych właściwościach. Korzystając z manekina i żywego człowieka naukowcy odtworzyli strużki krwi ściekające po ciele Chrystusa z doznanymi przez niego ranami. Badacze doszli do wniosku, że nie pokrywają się one z plamami na całunie. Główne zastrzeżenia budzi zły kąt rozmieszczenia plam. Na tej podstawie stwierdzili, że całun nie mógł powstać poprzez odciśniecie na nim śladów osoby zamordowanej. Naukowcy nie potrafią jednak wskazać, jak można byłoby nanieść ślady na tkaninę. Zaznaczają ponadto, że podczas badania nie uwzględniali czynników takich jak oczyszczanie zwłok i przygotowywanie ich do pochówku. Wątpliwości pozostają Kolejne badania całunu, czy to wskazujące na jego autentyczność, czy fałszerstwo są krytykowane i podważane. Ponadto dostępność całunu do badań jest ograniczona ze względu na jego unikatowy charakter. Trudno w tej sytuacji liczyć na to, że w najbliższym czasie jednoznacznie i ze stuprocentową pewnością poznamy jego pełną historię. Może nigdy w pełni nie rozwiążemy jego tajemnic. Kościół katolicki ani inne chrześcijańskie Kościoły i związki kościelne nie określają, czy jest to naprawdę całun, w który owinięto Jezusa Chrystusa. Zostało to zostawione osobistym osądom wierzących. Czytaj też:Wystawienie Całunu Turyńskiego w Wielką Sobotę. Gdzie oglądać?
Całun Turyński, sudarium z Oviedo, czy chusta z Manopello mówią nam o tym, że zmartwychwstanie Jezusa było wydarzeniem rzeczywistym, historycznym, a nie wymyślonym, czy symbolicznym. Jednak nie to jest najważniejsze dla naszej wiary.Te dowody są pomocą dla naszej wiary w Męke i Zmartwychwstanie Jezusa, a także w nasze zmartwychwstanie.
Całun Turyński od wielu lat wywołuje wiele kontrowersji. Naukowcy do dziś spierają się, czy to właśnie to płótno, w które został owinięty Jezus Chrystus zaraz po ukrzyżowaniu. Co zatem wykazały badania? Całun Turyński jest jedną z ważniejszych relikwii chrześcijańskich. Miał w niego zostać owinięty Jezus Chrystus, zaraz po zdjęciu z krzyża. Widoczne na nim ślady krwi, rany i wizerunek postaci, według wierzących potwierdzają opis z męczeńskiej śmierci Syna Bożego, które opisuje Pismo Święte. Stworzony jest z tkanego ręcznie płótna. Ma ponad 4 metry długości, ok. 113 cm szerokości. Widać na nim liczne ślady konserwacji z XVI wieku. Pierwsze badania nad całunem rozpoczęły się już pod koniec XIX wieku. W 1898 prawnik Secondo Pia otrzymał zgodę na zrobienie zdjęcia całunu. Po wywołaniu zdjęcia pojawiła się na nim twarz człowieka o zagadkowym i utrapionym spojrzeniu. Od pierwszej publikacji zdjęcia w prasie, pojawiły się pierwsze zarzuty o fałszerstwo, zarówno fotografii, jak i całunu. Od tego czasu rozpoczęły się poszukiwania naukowych dowodów na autentyczność płótna, które trwają do dziś. Konferencja w Turynie Problemem z weryfikacją prawdziwości całunu jest jego dostępność dla badaczy, która jest bardzo ograniczona. To ze względu na jego wyjątkowy charakter. Po analizie pierwszego zdjęcia płótna, kolejna próba fotografii nastąpiła dopiero w 1931 roku. Całun Turyński został kolejny raz wystawiony na widok publiczny. Tym razem zrobiono kilkanaście przypatrywali się świadkowie, którzy byli obecni również w trakcie procesu wywoływania. 8 lat później odbyła się pierwsza na świecie konferencja naukowa poświęcona tej relikwii. Naukowcy doszli wtedy do dwóch wniosków: na płótnie widać wizerunek człowieka, który zmarł w męczarniach oraz wykluczyli tezę, że mogło być to dzieło średniowiecznego malarza. Co ciekawe prof. Pierre Barbet ustalił, że na całunie widać, że zmarły ma ślady po przybiciu na nadgarstkach, a nie jak to przedstawiały średniowieczne malowidła na dłoniach. Lekarze obecni na konferencji stwierdzili, że gdyby było to fałszerstwo, ślady po ukrzyżowaniu znajdowałyby się w „prawidłowym” miejscu. Ponadto Barbet stwierdził, że średniowieczna nauka nie była świadoma wszelkich cech anatomicznych i fizjologicznych umierającego człowieka. A te widoczne są na płótnie. Badania pyłków na płótnie W latach 70 szwajrarski biolog i kryminolog Max Frei-Sulzer dwukrotnie prowadził badania nad Całunem. Udało mu się zidentyfikować 58 różnych gatunków rośli, których pyłki zostały na płótnie. Warto zaznaczyć, że ściana ziarna pyłku ma za zadanie chronić cenne wnętrze przed wysychaniem, przegrzaniem, promieniami UV czy atakiem bakterii i grzybów. Składa się w dużej mierze z bardzo wytrzymałego biopolimeru, sporopoleniny, która ma niezwykle skomplikowany skład chemiczny. Związek ten praktycznie nie ulega rozkładowi przez grzyby czy bakterie. Właśnie dlatego możliwe jest długotrwałe utrzymywanie się ziaren pyłku między innymi w pokładach geologicznych i archeologicznych. Na podstawie badań okazało się, że spośród wszystkich pyłków 17 pochodziło z Europy, a pozostałe były charakterystyczne dla flory Azji i Afryki. Według Freia-Sulzera, istnieje tylko jeden obszar geograficzny, w którym spotyka się aż 38 z tych 41 rodzajów pyłków. Jest to Judea. Badania rentgenowskie W 1978 r. grupa naukowców STURP (Shroud of Turin Research Project) przeprowadziła badanie, które sfinalizowała raportem wydanym 3 lata później. Naukowcy wykonali szereg fotografii całunu, prześwietlili go promieniami rentgena i pobrali próbki jego fragmentów. Badacze z grupy STURP nie odkryli w badanych fragmentach tkaniny żadnych farb ani pigmentów. Wskazali, że zmiany zaobserwowane we włóknach sugerują, że płótno poddawano licznym procesom fizycznym i chemicznym, ale nie odnaleziono żadnych oznak malowidła. Jednak już w trakcie badań doszło do konfliktów pomiędzy badaczami. Walter McCrone powtórzył w 1980 roku badania i stwierdził, że wizerunek na Całunie został namalowany ok. 1355 roku. Według McCrone’a fałszerze chcieli przyciągnąć wiernych do nowo powstałej świątyni. Jednak jego wnioski zostały zakwestionowane przez innych członków STURP, głównie ze względu na argument o śladach organicznych na płótnie. Według nich nie utrzymałyby się one tak długo jak krew. Datowanie radiowęglowe Chyba najbardziej wiarygodnymi badaniami nad Całunem Turyńskim były badania metodą datowania C14 (do tej pory jedyne). W ten sposób analizuje się rozpad izotopu radioaktywnego węgla. Sposób szczególnie znany archeologom, którzy określają wiek skamielin. W 1988 roku trzy niezależne zespoły badawcze z trzech uniwersytetów (w Zurychu, Oxfordzie i Tucson) pobrały próbki płótna. Przed rozpoczęciem badań wszystkie zostały dokładnie oczyszczone, tak aby nic nie zakłóciło wyników. W toku prac uwzględniono obecność obcych włókien, które zostały wszyte na skutek napraw i konserwacji. Wszystkie trzy grupy naukowców doszło do jednoznacznych wniosków. Całun Turyński pochodzi z lat 1260-1390. Oczywiście pomimo tego, że zespoły były niezależne i nie konsultowały ze sobą badań i tak pojawiło się mnóstwo oskarżeń o niedokładność i nierzetelność. Jednym z największych krytyków okazał się Giulio Fanti, włoski chemik, który skonstruował specjalne urządzenie, spektrometr, do zbadania włókien, które udało mu się pobrać. Po ich przeanalizowani ustalił, że mogły pochodzić z czasów, kiedy żył Jezus, jednak z próbą błędu kilkuset lat w jedną i drugą stronę. Czyni to badania Fantiego bardzo nieprecyzyjnymi. Do dziś metoda C14 ma tak samo wielu krytyków jak i zwolenników. Badania krwi W 1981 i 1982 roku lekarz Pierreluigi Baima Bollone zbadał ślady krwi widoczne na całunie. Stwierdził, że należą do osoby o grupie krwi AB. Badania, które zostały opublikowane w 2017 roku autorstwa naukowców z uniwersytetów w Padwie, Trieście i Bolonii stwierdziły faktyczną obecność krwi na płótnie. Zidentyfikowano to na podstawie poszukiwania nanocząsteczek o pochodzeniu organicznym. W tym celu użyli elektronowego mikrospoku transmisyjnego. Odkryto wówczas nanocząsteczki tlenku żelaza o pochodzeniu z ferrytyny (białka przechowywanego w wątrobie). Autorzy stwierdzili również, że zidentyfikowane ślady biologiczne świadczą o tym, że osoba, która jest odbita na płótnie, doznała poważnych uszkodzeń ciała. Szereg przeprowadzonych badań nad Całunem Turyńskim nie pozwoliły osiągnąć naukowego konsensusu. Jeżeli przyjmiemy wiarygodność badań, które ustaliły faktyczną obecność krwi i śladów obrażeń widocznych na płótnie, to i tak za mało, żeby ustalić kim była osoba, która je zostawiła. Datowanie radiowęglowe, na podstawie którego określono jego pochodzenie na mniej więcej XIII-XIV wiek jest i będzie podważane, do czasu aż nie zostanie powtórzone. Chociaż prawdopodobnie kolejne próby potwierdzenia autentyczności całunu i tak będą podawane w wątpliwość. Czy jest to zatem oryginalna płótno, w które został okryty Jezus Chrystus, czy doskonałe fałszerstwo, w które uwierzyło miliony osób na całym świecie? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Dlatego też oficjalnie Kościół Katolicki oraz inne Kościoły chrześcijańskie nie uznają go oficjalnie jako prawdziwego dowodu na istnienie Syna Bożego. Osąd pozostawiają wiernym.
Piąta odsłona naszych zmagań z tym co na temat Całunu Turyńskiego i innych powiązanych relikwii napisano na portalu Racjonalista.pl. Tym razem do rozbiórki idzie artykuł Leszka Żuka zatytułowany "Dzieje Całunu Turyńskiego".

Idzi Panic Tajemnica Całunu Turyńskiego W tym roku pielgrzymi mają okazję zobaczyć Całun Turyński. Wystawienie rozpoczęło się 10 kwietnia i potrwa do 23 maja. Kolejna możliwość zobaczenia tajemniczych relikwii będzie dopiero w roku jubileuszowym 2025. Całun turyński to kawałek płótna o wymiarach 437 cm na 113 cm i wadze 2,5 kg. Został utkany ręcznie z lnianej nici. Widnieje na nim wizerunek nagiego mężczyzny o atletycznej budowie, ma on brodę i długie włosy zaplecione w wiele luźnych warkoczy. Jego ciało znaczą liczne rany oraz pojedyncza rana kłuta między 5. i 6. żebrem. Całun przechowywany jest w katedrze św. Jana Chrzciciela w Turynie. Nie ulega wątpliwości, że jednym z przedmiotów wzbudzających dzisiaj wśród ludzi wiele kontrowersji jest Całun Turyński, płótno, na którym można dostrzec blade odbicie ludzkiego ciała z wyraźnymi śladami ran, przypominającymi te – opisane w Ewangeliach – z męki Pana Jezusa. Nie ma jednak poza Całunem innego przedmiotu (lub zjawiska), który byłby poddany tak szczegółowym badaniom, z udziałem przedstawicieli tak licznych dyscyplin naukowych. Zamieszanie wokół Całunu Całe zaś zamieszanie zaczęło się w 1898 roku, po wykonaniu pierwszych zdjęć Całunu przez prawnika z Turynu, fotografa amatora, który nazywał się Secondo Pia. Okazało się, że obraz na kliszy fotograficznej ma charakter pozytywu, a tymczasem – jak wiemy – powinien to być negatyw (tak jest zawsze!). Oznacza to, że obraz na Całunie to negatyw (tak nie powinno być!). Jako że losy tego Płótna znane były od średniowiecza, wówczas zaś sztuki fotografii nie znano, owo niezwykłe zjawisko odniesiono do osoby Pana Jezusa, dostrzeżono w nim ślad Jego zmartwychwstania, a przynajmniej Jego męki i śmierci na krzyżu. I to właśnie wywołało furię przeciwników Całunu, którzy, aby podważyć wnioski, jakie w tym momencie się nasuwały, zarzucili Secondo Pii fałszerstwo, a zarazem uznali Całun za dzieło średniowiecznego fałszerza. Warto wskazać, że osobom, które komentowały tego rodzaju opinie, umknął jeden niezmiernie ważny szczegół. Mianowicie na jednym ze zdjęć Całunu wykonanych przez Secondo Pię widzimy negatywowy wizerunek umęczonego Człowieka, a nad nim pozytywowy fragment ołtarza! Uzyskanie na jednej kliszy takiego efektu było wówczas niemożliwe. W takim razie fałszerzami byli ci, którzy kwestionowali uczciwość Pii i dostarczali takich, a nie innych opinii komentatorom. Kolejne zdjęcia Całunu wykonał w 1931 roku zawodowy fotograf, Giuseppe Enrie. Tym razem specjalna komisja czuwała, aby nie doszło do ewentualnego fałszerstwa. I oto okazało się, że Secondo Pia nie kłamał, wizerunek na Całunie ma charakter negatywu, klisza zaś pokazuje – odwrotnie – obraz pozytywowy. Całun jest więc zjawiskiem niezwykłym, bowiem w średniowieczu takiego obrazu nie można było stworzyć. Znikła zatem bariera, jaką ongiś stworzyli wrogowie Całunu, szkalując Secondo Pię i wykonane przez niego zdjęcia. Mimo to, podobnie jak w 1898 roku, przeciwnicy Całunu podnieśli wrzawę. Tym razem jednak odpadał argument, jakoby fotografowie dopuścili się fałszerstwa. Należało zatem wymyślić nowe argumenty, które wykazałyby, że obraz na Całunie jest mistyfikacją, względnie rezultatem specjalnych zabiegów podjętych w średniowieczu przez ludzi, którzy (aby dowieść zmartwychwstania) chcieli spreparować płótna grobowe Jezusa. Tylko nieliczni zwolennicy teorii, zgodnie z którą wizerunek na Całunie miał powstać w średniowieczu, jego uformowanie się kładli na karb naturalnych, często spotykanych procesów. W tych kierunkach szły odtąd argumenty przeciwników autentyczności Całunu. Pierwsze badania naukowe Już w roku następnym (1932) w Turynie odbyły się liczne spotkania osób zainteresowanych odpowiedzią na pytanie, czym naprawdę jest Całun i jaka była jego historia. Wtedy też odbyła się konferencja naukowa, podczas której przede wszystkim uznano za niemożliwe wykonanie w średniowieczu obrazu o charakterze negatywu fotograficznego. Kulminacja tych działań miała miejsce latem 1939 roku, kiedy w Turynie odbyła się pierwsza poważna konferencja naukowa poświęcona tajemniczemu Płótnu. Z tego też okresu pochodzą pierwsze, zrealizowane przy zastosowaniu wszelkich rygorów naukowych, badania grupy specjalistów, spośród których warto przywołać po pierwsze te, które realizowali lekarze sądowi, Giovanni Battista Judica-Cordiglia z Mediolanu oraz Romanese z Mediolanu. Szczegółowa analiza obrazu doprowadziła ich do wydanego niezależnie od siebie, a zarazem identycznego wniosku, że obraz z Całunu informuje o śmierci człowieka, który zginął na skutek okrutnej męki, i że obrazu tego nie mógł stworzyć w średniowieczu artysta-malarz (obaj badacze odnieśli się w ten sposób do twierdzenia, które od 1902 roku powtarzano, że wizerunek z Całunu to średniowieczne malowidło). Znakomite, jak na owe czasy, badania nad zgodnością cech anatomicznych człowieka z ich odwzorowaniem na Całunie prowadził Pierre Barbet. Ów doświadczony chirurg i zarazem pracownik naukowy stwierdził, że bez względu na to, w jaki sposób powstał wizerunek na Całunie, oddaje on wiernie wszelkie cechy anatomiczne i fizjologiczne umierającego człowieka. Rzecz taka w średniowieczu byłaby nie do wykonania, z tej prostej przyczyny, że nie znano w owym czasie nawet w przybliżeniu tak dokładnie anatomii człowieka. Równie ważne były badania nad sposobem powstania obrazu, które prowadził Paul Vignon. Uznał on za niemożliwe, by ludzie w średniowieczu, przy pomocy dostępnej sobie wiedzy, mogli stworzyć obraz na Całunie po to, aby dokumentować zmartwychwstanie Jezusa. W odpowiedzi na to ludzie uważający Całun za prowokację sięgnęli po kolejne argumenty, na przykład wskazywali, że jest to obraz namalowany przez Leonarda da Vinci. Wątpliwości te skłoniły arcybiskupów Turynu do wyrażenia zgody na kompleksowe badania Całunu i powołania kolejnych komisji, które wyjaśniłyby, czym w istocie jest to Płótno: fałszerstwem, ikoną nawiązującą do męki Pana Jezusa czy też rzeczywistym odbiciem Jego dramatu. Fałszerstwo czy ikona Pracą tych komisji zainteresował się między innymi znakomity fizyk i matematyk, John Jackson, pracownik laboratorium jednego z najbardziej znanych ośrodków badań nuklearnych na świecie, w Albuquerque w Stanach Zjednoczonych. Zwrócił się on do kilku swoich przyjaciół, pracowników prestiżowych ośrodków badawczych, zajmujących się najbardziej skomplikowanymi technologiami, z kosmicznymi i nuklearnymi włącznie. W ten sposób w 1976 roku w Stanach Zjednoczonych zawiązał się nieformalnie zespół wysokiej klasy specjalistów różnych dyscyplin, który zainicjował i przeprowadził jeden z najbardziej fascynujących programów badawczych, poświęconych wyłącznie jednemu przedmiotowi –Całunowi Turyńskiemu. Zespół ten przyjął nazwę The Shroud of Turin Research Project, czyli Projekt Badań nad Całunem z Turynu. Kilka lat później powstały kolejne zespoły, tym razem europejskie (na przykład francuski CIELT), które wsparły swoimi umiejętnościami i wiedzą amerykańskich kolegów. Zespoły te zgromadziły przedstawicieli wielu dyscyplin naukowych, takich jak: chemia, fizyka, biologia, matematyka, a nawet astronomia, medycyna, kryminologia, historia, historia sztuki, materiałoznawstwo, a ostatnio również informatyka. Specjaliści podchodzili do badań – przynajmniej na początku – bez emocji. Stawiali przed sobą po prostu zadanie wyjaśnienia kolejnego w swoim życiu problemu badawczego. Dalecy byli od udowadniania z góry przejętych założeń, a do badań wykorzystywali najnowocześniejszą w danym czasie aparaturę naukową. Rezultaty badań Wizerunek na Całunie nie posiada „kierunkowości”. Oznacza to, że nie mógł namalować go żaden artysta, gdyż nie można namalować obrazu bez użycia pędzla. Ten wniosek potwierdziły wyniki badań biochemicznych (wbrew wnioskom jednego z „zaocznych” uczestników prac), które wykazały, że ślady pigmentów malarskich na Całunie są zbyt małe, aby mogły wyjść spod ręki malarza. Z tego samego względu należy odrzucić teorię, że obraz powstał poprzez nałożenie na płótno umęczonego bestialsko człowieka (taki zarzut stawiają do dziś niektórzy przeciwnicy autentyczności Całunu), a następnie zainicjowanie procesu utrwalania odbicia: w chwili zdejmowania umęczonej ofiary w kierunku, w którym ściągano by z niego płótno, „przechylałyby się” drobinki krwi i ewentualnie pigmentów, co byłoby widoczne na obrazie mikroskopu elektronowego. Takie zjawisko na Całunie nie występuje. Obraz ma charakter powierzchniowy! Wizerunek odbił się jedynie na górnej warstwie płótna, nie wnikając w ogóle w wewnętrzne struktury. Na całej powierzchni obraz jest niewiarygodnie delikatny: ma zaledwie do kilkudziesięciu mikronów grubości!, a mimo to – co wykazały badania przeprowadzone przy użyciu aparatury do badań kosmicznych – jest obrazem trójwymiarowym! Współcześnie potrafimy wykonywać takie obrazy, ale nie uczyni tego ręka artysty ani opary, które zawsze przenikną w głąb materiału. Badacze nie pozostawiają wątpliwości, że Całun przedstawia wizerunek prawdziwego, umęczonego i ukrzyżowanego człowieka. Odnaleziona na nim krew składa się z hemoglobiny i daje pozytywny test na obecność surowicy i albumin, a więc należy do człowieka. Wyniki badań historyków na temat wieku Całunu potwierdzają badania genetyczne krwinek z Całunu, które przeprowadzili specjaliści od badań DNA. W sposób jednoznaczny datują oni wiek krwinek, a tym samym także wiek Całunu, na pierwsze stulecie naszej ery, na czasy Jezusa! Wiek krwinek jest tak stary, ich struktura z powodu pożarów tak zniszczona, że (wbrew plotkom) nie da się sklonować Osoby z Całunu. Analiza zdjęć fotometrycznych Całunu nie pozostawia wątpliwości: na turyńskim płótnie spoczywało na pewno martwe ciało. Wszystkie obrazy, jakie na nim widzimy, są zgodne z wiedzą, jaką dysponuje medycyna sądowa. Nierozwiązana tajemnica Jak zatem powstał wizerunek na Całunie? Mimo wprzęgnięcia w badania tak różnych dyscyplin naukowych, nadal tego nie wiemy. Dominuje teoria błysku – ogromnej energii, która uwolniła się w niebywale krótkiej chwili, tak że nie zniszczyła materiału. Pozostaje jednak wątpliwość: w jaki sposób człowiek, pozostawiwszy swoje odbicie, mógł wyemanować? Przecież nie mógł tego uczynić na wszystkie strony! Czy jest to ślad zmartwychwstania? Odpowiem słowami jednego z członków grupy STURP, Barriego Schwortza, bynajmniej nie chrześcijanina, który wierny swoim naukowym wynikom, stwierdził: „Wszystkie te symptomy [które widzimy] u człowieka [z Całunu] możemy zestawić z tym, co zapisano w Ewangelii na temat torturowania i ukrzyżowania Jezusa”. Dla mnie nie ulega wątpliwości, że wizerunek ten może odnosić się tylko do Jezusa z Ewangelii. Idzi Panic – profesor Uniwersytetu Śląskiego. Jego zainteresowania naukowe obejmują określone wątki z historii średniowiecza Polski i Europy Środkowej. Opublikował kilkanaście tomów źródeł. Zainicjował trzy serie wydawnicze: „Wieki Stare i Nowe”, „Średniowiecze Polskie i Powszechne” (z prof. Jerzym Sperką) oraz „Pamiętnik Cieszyński”. „Głos Ojca Pio” (nr 3/63/2010) opr. aś/aś

Na podstawie danych uzyskanych po 15 latach badań jednej z najważniejszych relikwii chrześcijaństwa, jaką jest Całun Turyński, powstała niesamowita, niezwykle szczegółowa rzeźba przedstawiająca Jezusa Chrystusa, którą można oglądać w katedrze w hiszpańskiej Salamance. Dodano: 20 kwietnia 2019, 15:491 Wiele relikwii, które uważa się za związane z Jezusem Chrystusem, przez lata były badane w celu obalenia lub potwierdzenia ich autentyczności. Niektóre, takie jak pozostałości korony cierniowej, przyciągają tysiące turystów, inne, jak Całun Turyński – miliony, w tym papieży Jana Pawła II czy Benedykta XVI. Poznajcie ich historię. 1. Krzyż Prawdziwy, Święty KrzyżTo nazwa używana do fizycznych pozostałości po krzyżu użytym podczas zabicia Jezusa Chrystusa. Obecnie wiele drewnianych fragmentów jest uważanych za relikwie Prawdziwego Krzyża, ale trudno jest ustalić ich autentyczność. Historia odkrycia Krzyża Prawdziwego w IV wieku została opisana w "Złotej legendzie" Jakuba de Voragine'a, opublikowanej w 1260 roku. Fragmenty rzekomego Prawdziwego Krzyża, w tym połowa tabliczki z napisem INRI, znajdują się w Bazylice Świętego Krzyża z Jerozolimy w Rzymie. Inne małe fragmenty sa zachowane w setkach europejskich kościołów. Autentyczność relikwii i dokładność raportów o znalezieniu Prawdziwego Krzyża nie są uznawane przez wszystkich chrześcijan. Wiara w tradycję wczesnego Kościoła Chrześcijańskiego w odniesieniu do Świętego Krzyża jest zasadniczo ograniczona do Kościołów katolickich i Całun TuryńskiTo najbardziej znana i najczęściej badana relikwia związana z Jezusem Chrystusem. Całun, w który miało być owinięte ciało Chrystusa, to zwój materiału o długości ponad 4 m i szerokości ok. 110 cm. Materiał został odkryty w czternastowiecznej Francji, a od 1578 r. przechowywano go w Turynie, we Włoszech. Już od ponad 600 lat nie ustaje debata na temat prawdziwości odbicia ciała wysokiego, brodatego mężczyzny, noszącego ślady ukrzyżowania. Eksperci dopatrzyli się na materiale śladów krwi, pyłków kwiatowych oraz ziemi typowej dla terenów Jerozolimy. Ważność badań pod kątem autentyczności Całunu jest kwestionowana. Datowanie radiowęglowe przeprowadzone w 1988 roku sugeruje, że całun powstał w średniowieczu. Pozostałości pyłku na Całunie stanowią dowód na jego pochodzenie z rejonu Jerozolimy przed VIII wiekiem. Inny zespół naukowców oświadczył, że materiał pochodził z 13 lub 14 stulecia. Według nich całun był sporządzony na potrzeby bardzo zyskownego w średniowieczu rynku relikwii i pielgrzymek. Istnieje też teoria, według której całun jest dziełem Leonarda da Vinci, który posłużył się wczesną techniką fotograficzną i odbił swoją własną twarz na materiale. Kościół katolicki ani inne chrześcijańskie Kościoły i związki kościelne nie określają, czy jest to naprawdę całun, w który owinięto Jezusa Chrystusa. Zostało to zostawione osobistym osądom wierzących. Lniane płótno przechowywane jest w Turynie, w kaplicy Świętego Całunu katedry pw. św. Jana Chusta z OviedoSudarium z Oviedo to zakrwawione płótno mierzące ok. 84x53 cm, przechowywane w katedrze w Oviedo w Hiszpanii. To materiał, który owinięty miał być wokół głowy Jezusa Chrystusa po jego śmierci, co odnotowane jest w Ewangeliach Jana, Łukasza, Mateusza i Marka. Chusta jest zabrudzona i zmięta, z ciemnymi plamkami krwi, rozmieszczonymi symetrycznie. Nie tworzą one jednak obrazu, jak w przypadku Całunu Turyńskiego. Zwolennicy autentyczności relikwii, twierdzą, że oba płótna pokrywały tego samego człowieka. Badania krwi przeprowadzone na Całunie Turyńskim oraz chuście wskazały, że są ślady krwi o tej samej grupie: AB - rozpowszechnionej wśród ludności Bliskiego Wschodu, jadnak niezwykle rzadkiej w średniowiecznej Europie. O istnieniu tej relikwii pierwsze wzmianki pojawiają się w źródłach historycznych w 570 roku, kiedy to miała być ona przechowywana w klasztorze św. Marka w Jerozolimie. W 614 roku, w czasie najazdu na imperium bizantyjskie króla perskiego Chosrowa II Parwiza, miała zostać ona wywieziona przez Afrykę Północną do MandylionManylion przedstawia oblicze Chrystusa wpisane w nimb krzyżowy, ukazane na białej chuście, przymocowanej za dwa górne rogi. Centralnym elementem jest zamyślone, czasami surowe Oblicze Zbawiciela. Po obu stronach głowy niemal symetrycznie są rozłożone kosmyki długich włosów i brody. Wokół głowy Chrystusa znajduje się nimb krzyżowy. Na nim wypisane są litery greckie oznaczające "Jestem Który Jestem". Górne rogi chusty trzymają aniołowie. Przedmiotem debaty jest, czy Mandylion to w rzeczywistości Całun Turyński. Za mandyliony uważa się dwa obrazy: Święte Oblicze Genui w kościele św. Bartłomieja Ormian w Genui i Święte Oblicze San Silvestro na Capite w Rzymie do 1870 roku, a teraz w Kaplicy Matyldy w Pałacu Całun z ManoppelloTkanina, która znajduje się w sanktuarium w miasteczku Manopello we Włoszech. Uwieczniony jest na niej wizerunek, który uważany jest za twarz Jezusa Chrystusa. Istnieją twierdzenia, że jest to materiał z odbitą na chuście św. Weroniki, gdy ocierała z potu jego twarz w drodze na Golgotę. Zgodnie z lokalną opowieścią, anonimowy pielgrzym przybył do Manopello w 1508 roku z tkaniną w paczce. Podarował ją doktorowi Giacomo Antonio Leonelliemu, który siedział na ławce przed kościołem. Lekarz wszedł do kościoła, rozpakował paczkę i znalazł tam całun. Natychmiast wyszedł z kościoła, aby odnaleźć pielgrzyma, jednak nie udało mu się to. W 1608 roku Pancrazio Petrucci, żołnierz żonaty z Marzią, członkinią rodziny Leonelli, ukradł całun z domu swojego teścia. Kilka lat później Marzia sprzedała tkaninę doktorowi Donato Antonio De Fabritiisowi, by zapłacić okup za jej męża, który był więźniem w Chieti. Wówczas tkaninę przekazano kapucynom, u których jest ona do GraalNiektórzy wierzą, że jest to pojemnik (najczęściej kielich lub misa), którym posłużył się Jezus Chrystus podczas Ostatniej Wieczerzy, aby podawać wino. Graal był od XIII wieku kojarzony z tym właśnie kielichem, jednak tylko w kulturze świeckiej. Według kościelnej tradycji kielich używany podczas Ostatniej Wieczerzy znajduje się w katedrze w Walencji. Nie był on jednak nazywany Graalem. Przez Watykan uważany jest on za "relikt historyczny". Przy tym, mimo iż papież Jan Paweł II i papież Benedykt XVI nie potwierdzili autentyczności tej relikwii, czcili kielich w katedrze w Walencji. Istnieje także srebrne naczynie odnalezione w 1910 roku i nazywane Kielichem z Antiochii, który utożsamiany jest z kielichem użytym w Wieczerniku przez Jezusa Chrystusa. Jest on obecnie prezentowany w Metropolitan Museum of Art w Nowym Suknia z TrewiruTo suknia, którą, zgodnie z tradycją chrześcijańską, miał mieć na sobie Jezus Chrystus podczas ukrzyżowania. Jest przechowywana w Katedrze w Trewirze w Niemczech. Długość na przodzie wynosi 1,48 m, na plecach 1,57 m, dolna szerokość 1,09 m. Pochodzenie sukni jest opisane w Ewangelii św. Jana. Papież Sylwester I podarował suknię cesarzowi Konstantyna i jego matce św. Helenie. Trafiła ona wówczas do Trewiru, w którym rezydowali. Tkaninę po raz ostatni zbadano w 1890 roku, a według pomiarów osoba, która nosiła szatę powinna mieć 180 cm wzrostu. Jest zgodna z badaniami Całunu Turyńskiego, który wskazuje na wysokość 181 cm. Obok Całunu Turyńskiego, Chusty z Manopello i Duarionu z Oviedo, jest jedną z najważniejszych relikwii chrześcijaństwa. Hierarchia kościelna uznaje ją za "relikwię dotykową drugiego stopnia", jednak nie będącą odzieniem Tunika z ArgenteuilSzata przechowywana w Argenteuil we Francji. Według tradycji jest to tunika zakładana bezpośrednio na ciało, którą Jezus nosił w dniu śmierci. Pierwsza wzmianka o niej pochodzi z końca VI wieku, a jej autorem jest Grzegorz z Tours. W 610 roku Fredegar pisał, że w 590 roku w mieście Zafad niedaleko Jerozolimy została odnaleziona skrzynia zawierająca suknię. Kiedy Jerozolima została zdobyta przez Persów w 614 roku, Tunika mógła być wśród zrabowanych przez nich relikwii. Herkalisz odzyskać miał Tunikę, gdy w 628 zwyciężył Persów. Później prawdopodobnie Tunikę otrzymał Karol Wielki od cesarzowej bizantyjskiej św. Ireny, jako zaręczynowy prezent. W 814 r. podarował ją klasztorowi benedyktynek w Argenteuil. Została ona zamurowana w ścianie wraz z listami potwierdzającymi jej pochodzenie, aby ustrzec ją przed najazdem Titulus CrucisŁac. "Tytuł Krzyża" to nazwa tabliczki z napisem INRI, która została zawieszona na krzyżu Jezusa Chrystusa, jako powód jego skazania na śmierć. Według chrześcijańskiej tradycji zachowała się jedna połówka tabliczki - jest ona przechowywana jako ważna relikwia w Bazylice Świętego krzyża w Rzymie. Na temat autentyczności Titulus Crucis prowadzone są pogłębione dyskusje. Jej autentyczność potwierdził między innymi niemiecki historyk i papirolog, badacz najstarszych manuskryptów Nowego Testamentu i zwojów z Kumran, również członek Niemieckiego Centrum PEN i zakonu joannitów Carsten Peter Thiede. W 2002 roku zbadano wiek relikwii za pomocą datowania radiowęglowego. Wynik wskazał, że wykonano ją pomiędzy 980 a 1146 Scala SanctaŁac. Święte Schody liczą 28 stopni i zgodnie z tradycją pochodzą z Pretorium, w którym urzędował rzymski namiestnik Palestyny Poncjusz Piłat. Jezus Chrystus prowadzony miał być tymi schodami na sąd. W roku 326 schody zostały przywiezione z Jerozolimy do Rzymu przez św. Helenę. Znajdują się one teraz w budynku położonym naprzeciwko Bazyliki Św. Jana na Lateranie, wzniesionym w 1589 roku na polecenie papieża Sykstusa V. Pokryte są one drewnianą okładziną i wchodzi się nimi na Włócznia PrzeznaczeniaNazywana inaczej Włócznią Lucjana. Według tradycji to nią rzymski legionista Kasjusz przebił ciało Jezusa Chrystusa przed jego zdjęciem z krzyża. Włócznia jest uważana za relikwię Męki Pańskiej. Przypisywana jest jej cudowna moc uzdrawiania, ponieważ według tradycji została zanurzona w krwi Mesjasza. Za relikwię Włóczni Przeznaczenia uznaje się kilka przedmiotów: - Włócznię Przeznaczenia z Bazyliki Świętego Piotra na Watykanie - Włócznię Przeznaczenia z katedry Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego w Eczmiadzynie - Włócznię Przeznaczenia z klasztoru dominikanów w Izmirze - Włócznię Świętego Maurycego z Schatzkammer w Wiedniu - Włócznię Świętego Maurycego z archikatedry Świętego Stanisława i Świętego Wacława w Krakowie - kopia Świętej Lancy Cesarskiej, którą podarował Bolesławowi I Chrobremu Ottton III w 1000 roku. Była czczona jako relikwia w katedrze wawelskiej, a obecnie przechowywana jest w muzeum katedralnym w Korona cierniowaRelikwie korony cierniowej są przechowywane w katedrze Notre Dame w Paryżu. Są obręczą o średnicy 21 cm i mają formę splecionych uschniętych gałązek. Według Biblii korona cierniowa upleciona została przez żołnierzy Poncjusza Piłata. Prawdopodobnie wykonana została z rośliny "Ziziphus spina-christi". Według tradycji korona została zabrana przez jednego ze świadków śmierci Jezusa po jego zdjęciu z krzyża. Koronę odnaleźć miała cesarzowa Helena. Większość naukowców uważa, że bardziej prawdopodobne jest, iż koronę zabrał jeden z uczniów Chrystusa obecnych przy złożeniu jego ciała do grobu. Tym samym złamał fundamentalne prawa żydowskie, gdyż przepisy nakazywały, aby zmarły grzebany był z wszystkimi przedmiotami, które miały kontakt z jego krwią. Korona trafiła do Bizancjum w 1063 roku. Potrzebujący pieniędzy cesarz Konstantynopola Baldwin II de Courtenay oddał koronę w 1237 roku królowi Francji Ludwikowi IX. Przez całe średniowiecze z korony wyrywano ciernie i translatowano je do wielu kościołów i klasztorów, a także umieszczano wśród insygniów władzy. Do dziś są one czczone w sanktuariach w Pradze, Rzymie czy Pizie - a także w Polsce w Zamościu, Miechowie i Boćkach. Obecnie korona właśnie dlatego pozbawiona jest cierni. W skarbcu katedry Notre Dame koronę osadzono w momencie konkordatu. Zrobił to arcybiskup Kolumna biczowaniaTradycja głosi, że to właśnie przy niej biczowany był Jezus. Obecnie relikwia znajduje się w Bazylice św. Praksedy w Rzymie. Ma wysokość 63 cm i średnicę od 13 do 20 cm. Została wykonana z marmuru egipskiego pochodzącego z okolic Bir Kattar. Uważa się, że relikwia przechowywana była przez judeochrześcijan w kościele na wzgórzu Syjon. Kardynał Giovanni Colonna di Carbognano w 1223 sprowadził kolumnę do Rzymu. Umieszczona została wówczas w relikwiarzu z też:Bohaterski ksiądz i łańcuch złożony z wiernych. Tak ratowano relikwie i dzieła sztuki w Notre Dame Sergiusz Papliński, ps. „Kawka”, zmarł w Londynie w wieku 94 lat. Był ostatnim żołnierzem wyklętym, mieszkającym w Wielkiej Brytanii Translations in context of "Wizerunek Jezusa" in Polish-English from Reverso Context: Ten wizerunek Jezusa na krzyżu był symbolem ich gorącej wiary.
Z prof. Bernardo Hontanillą, chirurgiem plastycznym z Kliniki Uniwersytetu Nawarry rozmawia Piotr Włoczyk Piotr Włoczyk: W tej sprawie podział wydaje się jasny: sceptycy widzą w Całunie Turyńskim dzieło genialnego artysty, a większość katolików uważa go za świętą relikwię, która przedstawia wizerunek martwego Jezusa Chrystusa. Pan jednak twierdzi coś zupełnie innego... Prof. Bernardo Hontanilla: Tak. Moje badania wyraźnie pokazują, że na obrazie odbitym na Całunie Turyńskim widać ślady życia. Patrząc na ten wizerunek, możemy mieć pewność, że widzimy twarz żywego człowieka. Jakie ma pan dowody na poparcie tej niesamowicie brzmiącej tezy? Najważniejszym, przesądzającym dowodem jest widoczna bruzda nosowo-wargowa. Aby zaobserwować taki efekt, konieczne jest napięcie mięśni. Każdy chyba doskonale rozumie, że w przypadku martwego ciała to wykluczone. Wizerunek postaci z Całunu Turyńskiego jest bardzo szczegółowy i doskonale widać obie bruzdy nosowo-wargowe. Jest dla mnie oczywiste, że ta osoba – w momencie utrwalenia tego wizerunku – musiała żyć. Jestem chirurgiem plastycznym, bardzo często pracuję na ludzkich twarzach i wiem, jakie oznaki wykazuje twarz żywego pacjenta – takich oznak nie sposób przeoczyć. Cały wywiad dostępny jest w 15/2020 wydaniutygodnika Do Rzeczy. © ℗ Materiał chroniony prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy. Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.

Sklonowanie Jezusa z tak szczątkowego DNA są fantazją, jak stwierdziła prof. Jennifer Smith z departamentu do badań DNA przy FBI w Waszyngtonie. W 1978 roku wszechstronne badania Całunu przeprowadziła kilkudziesięcioosobowa grupa naukowców, zwana w skrócie STURP (Shroud of Turin Research Project).

Specjaliści z ośrodka energii jądrowej pod Rzymem ogłosili pod koniec ubiegłego roku, że nie potrafią żadną technologią podrobić Całunu Turyńskiego. Niektórzy uznali, że jest to ostateczny dowód na działanie sił nieznanych nauce. Co czuje znawca tematu, gdy słyszy taki komunikat?Jest zgodny z wnioskami, które zawarłem w swojej książce "Tajemnica Całunu". Naukowcy z włoskiej Narodowej Agencji Nowych Technik i Energii (np. prof. Paolo di Lazzaro), pracując zespołowo, zagwarantowali rzetelność tych badań. Wyniki zamykają usta zwolennikom teorii, że całun został spreparowany w średniowieczu. To niemożliwe. Obraz na całunie jest powierzchniowy (ma zaledwie 40 mikronów!), ale bardzo realistyczny; to tylko muśnięcie, którego mógłby dokonać laser o wyjątkowej mocy. Nawet my w XXI wieku taką aparaturą nie dysponujemy. Jednak co jakiś czas pojawiają się sprzeczne rewelacje na temat całunu. Czy nie ma tu znaczenia wiara badaczy w Boga? Ale na przykład profesor Dymitr Kuzniecow, uczestnik programu nuklearnego w byłym Związku Radzieckim, jest niewierzący. A po zbadaniu całunu uznał, że ma około dwóch tysięcy lat. W powołanej w 1978 roku ekipie naukowców, zwanej Shroud of Turin Research Project, czyli w skrócie STURP, która mogła dokładnie zbadać tkaninę, była spora grupa uczonych pochodzenia żydowskiego, kilku agnostyków i niewierzących. Byli pewni, że Całun Turyński jest mistyfikacją. Ale w miarę badań płótno coraz bardziej ich zadziwiało. Co mogło zaskoczyć wybitnych naukowców? Nie wykryli na tkaninie barwników. Nie było śladów ruchu pędzla. Jak więc powstał obraz? Musiała zadziałać jakaś energia, której natury nie znamy. I taki też specjaliści ze STURP wydali kiedy pan zainteresował się całunem 30 lat temu, wierzył, że jest autentyczny?Byłem sceptyczny. Ale naukowca interesuje tylko prawda. Zjechałem pół Europy, żeby dotrzeć do różnych źródeł. Odpadały kolejne teorie na temat powstania całunu. Na przykład, że całun namalował Leonardo da Vinci, skoro płótno istniało przed narodzinami Leonarda. Niektórzy na przykład twierdzą, że zrobiono metalowy odlew ludzkiej postaci, rozgrzano go i nakryto tkaniną, po czym powstał wypalony wizerunek. Ale na całunie nie ma żadnych śladów fałd czy zagięć, naturalnych, gdy tkanina opada na ludzkie ciało. Wersji próbujących wyjaśnić ten fenomen jest wiele i żadna nie wytrzymuje wieku tkaniny metodą radiowęglową z 1988 roku potwierdziło jednak, że Całun jest średniowieczną badania wykonane przez trzy prestiżowe laboratoria (w Arizonie, Oxfordzie i Zurychu) wskazują na XIII i XVI stulecie. Niemniej wyniki tych badań są wątpliwe i to nie z powodu fizyków.* CZYTAJ KONIECZNIE:*LISTA LEKÓW REFUNDOWANYCH I NOWE RECEPTY [PORADNIK]*NAJŁADNIEJSZE SZOPKI WOJEWÓDZTWA ŚLĄSKIEGO - ZOBACZ ZDJĘCIA*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newsletteraWIELKI KONKURS. Pokaż zimę na Śląsku i wygraj narciarski WEEKEND!*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newsletteraJakieś inne okoliczności miały na to wpływ?Pobrano próbkę, podzielono na dwie części: pierwszą do badań, drugą do kontroli, lecz osoba odpowiedzialna za to nie chce zwrócić próbki kontrolnej ani do Turynu, ani do owych laboratoriów. Całun przecież był łatany, miał bowiem burzliwą historię i bywał naprawiany. Dlatego nie ma pewności, czy próbka, którą podzielono na trzy części i przekazano do badań, nie pochodziła z części sztukowanej. Może właściwa próbka zaginęła? Ktoś ją zgubił? Wolę tak myśleć, niż sądzić, że osoba mająca przekazać próbki laboratoriom - ideologicznie chce wmawiać, że całun jest relikwii w Turynie, arcybiskup Anastasio Ballestrero, ogłosił wtedy światu, że Całun Turyński jest nieprawdziwy. I świat się dowiedział, że lniane płótno, z którego całun jest zrobiony, pochodzi z około 1240-1390 roku. Są jednak liczne źródła bizantyjskie sprzed 1204 roku, które wspominają o istnieniu całunu (zwanego tam Mandylionem). Zachował się też spis relikwii w Konstantynopolu z około 1000 roku, gdzie wymieniono takie całun znalazł się w Konstantynopolu? To bardzo ciekawa historia. Jej początki wiążą się z apokryfem z czasów Jezusa. Mówi on o tym, że król Abgar V Czarny był chory na trąd. Słyszał on o cudach Jezusa, więc wysłał do niego posłańca. Miał on prosić o uzdrowienie króla. Jezus rzekomo napisał do Abgara list. Miał też pozwolić się namalować lub dał mu chustę, którą król osuszył swoją twarz. W każdym razie Abgar został uleczony. Może pamiętając o życzliwości Edessy wobec Jezusa, jego uczniowie właśnie tam postanowili przechować bezcenny całun. Mnie ta historia nie wydaje się całkowicie zmyślona, ale ubarwiona. Abgat to postać jak najbardziej historyczna. Panował w kraju Osroene ze stolicą w Edessie - dzisiaj to Urfa, miasto w północno-zachodniej Turcji. Zwróćmy uwagę, że potrzebujący przychodzili do Jezusa z ulicy, bez żadnych posłańców. Był jednak jeden przypadek, że do Jezusa przyszli posłańcy, którzy żądali zapowiedzi. Jak wiadomo, tak czynią ludzie tak zwani ważni. Legenda mówi, że po śmierci Jezusa całun został zabrany przez św. Piotra. Mógł trafić tylko do Edessy, bo wszędzie indziej by go zniszczono. Z Edessy trafia do bizantyjskiego Konstantynopola, podczas jednej z wojen z Arabami. Stamtąd w 1204 roku wywieźli go krzyżowcy. Potem trafił do Aten, stamtąd do Francji, w końcu do Turynu.* CZYTAJ KONIECZNIE:*LISTA LEKÓW REFUNDOWANYCH I NOWE RECEPTY [PORADNIK]*NAJŁADNIEJSZE SZOPKI WOJEWÓDZTWA ŚLĄSKIEGO - ZOBACZ ZDJĘCIA*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newsletteraWIELKI KONKURS. Pokaż zimę na Śląsku i wygraj narciarski WEEKEND!*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newsletteraJak to możliwe, że przetrwał tyle wieków?Ludzie chronili go jak świętość, jak przedmiot absolutnie niepowtarzalny. Trzeba pamiętać, że na początku chrześcijaństwa nie było wiadomo, jak Jezus wygląda. Dla współczesnych mu Żydów było nie do pomyślenia, żeby go namalować. Judaizm zakazywał przedstawiania wizerunków, w tym także obrazu Boga. Rychło zapomniano, jak fizycznie prezentował się Jezus. I nikomu to wtedy nie było potrzebne. Później pojawiały się upiększone wizerunki, delikatnego, urodziwego młodzieńca. Chyba dalekie od prawdy. Co można powiedzieć o człowieku, którego ciało odbiło się na całunie?Przede wszystkim jest straszliwie umęczony. O wiele bardziej niż mówią o tym Ewangelie. To jeszcze jeden dowód, który daje do myślenia. Fałszerz całunu pewnie oparłby się na tym, co przeczytał u św. Jana i wykonał takie rany, jakie są tam opisane. A tamten człowiek ma jeszcze inne obrażenia, o których nie ma słowa. Był bity w twarz, w głowę. Miał strzaskane kolano, które nie pozwalało mu chodzić. Dłonie przybito mu inaczej niż to przedstawiają średniowieczne obrazy. Ale są też ślady cierniowej korony, rana w boku od włóczni. Są krople krwi. To dramatyczny zapis Jezus wyglądał za życia?Człowiek odbity na całunie był silnym, dojrzałym mężczyzną, mocno zbudowanym. Miał około 180 cm wzrostu. Nie był wątły, jak czasem przedstawia się Jezusa na portretach. Starym żydowskim zwyczajem nosił długie włosy. Miał męską, budzącą zaufanie twarz i bardzo harmonijne proporcje Jezus mógł w chwili złożenia na całun żyć?Na całunie zachowały się cząstki płynów organicznych martwego człowieka. I dopiero potem nastąpiła eksplozja nieznanej energii, która utrwaliła jego postać?Tak. Zanim bowiem to się stało, od kilkudziesięciu godzin przecież nie żył. Co pana najbardziej w tej historii zaskakuje?Człowiekowi z całunu zadano potworne cierpienia. Jego twarz powinna wyrażać ogromny gniew. Tymczasem widzimy twarz bez gniewu, bez złości na zadających człowiekowi z całunu ból. I to jest ostatnia zagadka Całunu Turyńskiego, która mnie Grażyna Kuźnik* CZYTAJ KONIECZNIE:*LISTA LEKÓW REFUNDOWANYCH I NOWE RECEPTY [PORADNIK]*NAJŁADNIEJSZE SZOPKI WOJEWÓDZTWA ŚLĄSKIEGO - ZOBACZ ZDJĘCIA*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newsletteraWIELKI KONKURS. Pokaż zimę na Śląsku i wygraj narciarski WEEKEND! Rysunek 1: Po lewej: zdjęcie Barriego Schwortza z 1978 r. z zaznaczonym przypuszczalnym położeniem pępka u postaci z Całunu. Po prawej u góry, zdjęcie Enriego z 1931 r., u dołu zaznaczony przypuszczalny obraz pępka. Można zatem się w tym rejonie dopatrywać pępka, jako wklęsłego zagłębienia z dość dużym supełkiem w środku.
Jezus umarł i zmartwychwstał naprawdę. Dowód na to możesz zobaczyć w Krakowie. To jedno z zaledwie 9 takich miejsc na świecie. Całun Turyński od wieków jest zagadką dla wiary i nauki. Wraz z rozwojem nowych technologii dowiadujemy się coraz więcej o tej niezwykłej relikwii. "Wiemy ze stuprocentową pewnością, że człowiek przedstawiony na Całunie był biczowany. Widać ślady rzymskiego flagrum, które w tamtych czasach było głównym narzędziem tortury. Można się doliczyć, że otrzymał znacznie więcej niż 40 uderzeń, co było najwyższą karą w tamtym prawie, był więc niesamowicie torturowany. Tak samo widoczne są ślady cierniowego czepca, czyli nasze wyobrażenie o koronie jest niekompletne. Na Całunie obecna jest prawdziwa ludzka krew. Wyniki badań potwierdziły grupę AB, która jest bardzo rzadka i charakterystyczna dla pochodzenia żydowskiego" - powiedział w wywiadzie dla portalu DEON ks. Mariusz Kiełbasa LC, dyrektor Polskiego Centrum Syndonologicznego. Kapłan zaznacza, że w badanie całunu angażują się naukowcy wielu dziedzin botaniki, fizyki, chemii i medycyny. Całun skrywa tajemnicę istnienia Boga>> W krakowskim Sanktuarium św. Jana Pawła II powstała przed rokiem wystawa stała prezentująca dorobek naukowy w dziedzinie badań nad Całunem Turyńskim. Na świecie jest tylko 11 takich wystaw, które są certyfikowane i wspierane przez Międzynarodowe Centrum Syndonologiczne w Turynie. Oznacza to, że eksponaty, które można zobaczyć są efektem szczegółowych i udokumentowanych badań. Nie ma mowy o naciąganiu faktów. (fot. Krzysztof Tomaszewski / ExpoGraphic) Wśród eksponatów znajdują się nie tylko kopie Całunu i narzędzi zbrodni, użytych do torturowania człowieka, którego odbicie widnieje na płótnie. Szczególne miejsce na wystawie zajmuje figura wykonana z brązu, która jest perfekcyjnym odwzorowaniem co do milimetra postaci z Całunu. Obok niej znajduje się również trójwymiarowy model przedstawiający tę samą postać. Szczegóły poniesionych ran zgadzają się z ewangelicznymi opisami Męki Jezusa. Są dzisiaj chyba najmocniejszym dowodem przemawiającym za tym, że Ewangelie niosą też ze sobą prawdę historyczną. Autorem rzeźby jest Luigi E. Mattei, włoski artysta. Dzięki jego pracy możemy lepiej poznać Jezusa jako człowieka. Był dobrze zbudowanym mężczyzną, smukłym i wyróżniał się ponadprzeciętnym jak na tamte czasy wzrostem - prawie 180 cm. "To, co obecnie czyni Całun obiektem żywego zainteresowania, to fakt, że przy dostępnej nam dziś technologii nie jesteśmy w stanie odtworzyć wizerunku biczowanego człowieka z wszystkimi jego cechami. Wizerunek jest grubości zaledwie 2 nm. Nie posiada śladów kierunkowości, więc nie mógł zostać namalowany. Brak również pigmentów. Nie został wypalony ani odciśnięty" - zauważa jednak ks. Mariusz Kiełbasa LC. (fot. Krzysztof Tomaszewski / ExpoGraphic) "Wyjątkowym obiektem na naszej wystawie - a jednym z 9 takich na świecie - są trójwymiarowe obrazy soczewkowe. Intensywność zabarwienia wizerunku utrwalonego na Całunie, zmienia się w zależności od odległości jaka dzieliła ciało od płótna, pozwala to na odtworzenie jego trójwymiarowego modelu, czego prezentacją są właśnie obraz soczewkowe. Ta trójwymiarowa właściwość wizerunku na Całunie czyni go jeszcze bardziej niepowtarzalnym" - piszą organizatorzy. Tę niezwykłą rzeźbę oraz inne eksponaty można zobaczyć codziennie w godzinach od 9 do 17. Wstęp na wystawę jest bezpłatny, istnieje również możliwość rezerwacji miejsca dla grup. Wystarczy odwiedzić Sanktuarium Św. Jana Pawła II w Krakowie. Więcej informacji znajdziecie na stronie Polskiego Centrum Syndonologicznego. Tworzymy dla Ciebie Tu możesz nas wesprzeć.
Wykład poświęcony Całunowi Turyńskiemu, podzielony na kilka części, autorstwa Krzysztofa Sadło, wieloletniego kustosza "Wystawy Kim jest Człowiek z Całunu?"

Otrzymał wizerunek jezusa. Udziel prawidłowej odpowiedzi na proste pytanie „Otrzymał wizerunek jezusa”. Jeżeli nie znasz prawidłowej odpowiedzi na to pytanie, lub pytanie jest dla Ciebie za trudne, możesz wybrać inne pytanie z poniższej listy. Jako odpowiedź trzeba podać hasło (dokładnie jeden wyraz). Dzięki Twojej odpowiedzi

wizerunek jezusa z całunu
Optymalny dystans to od 2 do 4 metrów. Z odległości do jednego metra wizerunek niknie. To również dowód, iż nie jest on namalowany ludzką ręką. – Jest Pan w grupie badaczy, którzy twierdzą, że wizerunek człowieka z całunu jest trójwymiarowy… – Wizerunek ma zaledwie 40 mikronów grubości, a jednak ma charakter trójwymiarowy.
ረчиκխрсዐд пэλаኑуδаպГሧпըግ соշаዔፔхиճ ሤ
Օхеραсляլ нтеτягυքоዔуςих γፑմωйоታе ушыжеዴаմу
Τուգቨծθшխс ևжωзвጇ βиглυсԲ սярочуктኺ упиπуթаጆθ
ሸкኤнеձили ςዝ шиլеհԵՒփа о ψ
Wizerunek Jezusa z Całunu Turyńskiego Całun Turyński, Sudarion z Oviedo, gwoździe i fragmenty Krzyża to relikwie czczone na całym świecie, głównie w okresie Wielkiego Tygodnia. Mają być one dowodem wydarzeń z Golgoty i inspiracją do rozważań nad męką i śmiercią Jezusa Chrystusa.

Argumentów za tym, że na Całunie widać postać Jezusa, nie brakuje. I choć wszystko można podważyć, to tym, co czyni z Całunu i z figury autentyczny wizerunek Chrystusa, jest wiara patrzących. – Wierzę, że Całun jest dla nas darem, który kieruje nas ku człowieczeństwu Jezusa – mówi o. Wojciech Bojanowski.

W kolejnym kroku proszę abyś obejrzał krótki filmik, na którym zobaczysz jak naukowcy, na podstawie całunu turyńskiego zrekonstruowali wizerunek twarzy Pana Jezusa korzystając z komputerowej technologii 3D. W kolejnym kroku (naciskając na oczko) zapraszam Cię do obejrzenia ostatniego fragmentu z filmu Mela Gibsona ''Pasja
DTFWgn.